niedziela, 27 maja 2012

Rona Nishliu i jej Suus Eurowizja 2012

wczoraj, zza granicy, zadzwoniła do mnie siostrzenica:
- Ciociu, oglądasz Eurowizję?
- No nie oglądam, bo "TVP nie zaangażowała się w Eurowizję 2012" i nie ma transmisji.
- Ojej, a właśnie teraz śpiewa tak babeczka z Albanii. Na pewno by Ci się spodobała.
- To może jest youtube?
- No pewnie że jest, zaraz Ci podeślę.
Dodam tylko, że w tym roku wygrała Szwecja. No ale wracając do Albanki... po minucie zajrzałam na pocztę - jest! Odpaliłam linka i wbiło mnie w fotel.
- Jasuuuuuu, niemożliwe!
Jeszcze raz! I jeszcze raz! I za każdym kolejnym razem:
- Jasuuuuuuu!
Czegoś tak futurystycznego dawno nie słyszałam i nie widziałam, no chyba, że piramidy!
- Jest więcej niż dobra - pomyślałam - jest świetna. Właśnie futurystyczna i jednocześnie starożytna.
Jest w niej tajemnica.
Nefretiti.

Szanowni Państwo,
przed Wami Rona Nishliu i jej "Suus" z Albanii (miejsce 5. Eurowizja 2012).
słowa: Rona Nishliu
muzyka: Florent Boshnjaqu.



Zaczęłam zastanawiać się, co mnie tak zainteresowało w tej pieśni, o co chodzi. Kosmiczny talent wokalny. Ale co jeszcze? Szukałam cały ranek i trafiłam na tę oto wersję i już po pierwszych dźwiękach wiedziałam - BLUES!:)
oto wersja angielska



dobrego słuchania, bo jest czego słuchać :)
i dobrej jeszcze niedzieli

środa, 23 maja 2012

jestem szybsza od pisania

"Wysyłam esemesy szybciej, niż je piszę"

Często mi się zdarza wysyłać puste esemesy. Dotąd winę zrzucałam na zły, niepraktyczny, albo może bardzo przemyślany układ klawiszy. Tak przemyślany i wymyślony, żeby klienta złapać właśnie na pustego esemesa. Pusty czy nie, za wysłany trzeba zapłacić.

A odbywa się to tak: wpada esemes, ja go otwieram i zamiast kliknąć w "odpowiedz" klikam (jakoś tak odruchowo) w "wyślij". No i wysyłam. Pusty. Jak pustą kopertę ze znaczkiem.
Czasem adresat reaguje:
- Po co mi wysyłasz puste esemesy? - pyta natychmiast.


Wtedy następuje płatna wymiana kilku esemesów, w których ja się tłumaczę, dlaczego wysłałam pusty esemes, a odbiorca próbuje sprawę zbagatelizować, że nic się nie stało i nie jest to wina mojego gamoństwa. Bo gamoństwo moje znane jest ogólnie, więc ludzie czasem mnie pocieszają.
Aż pewnego dnia, po wysłaniu kolejnego pustego esemesa, poskarżyłam się sąsiadowi. Spotkałam go na klatce schodowej akurat tuż po wysłaniu kolejnej nieszczęsnej, pustej wiadomości.
- Znowu wysłałam pustego esemesa – powiadomiłam go po pierwszym "dzień dobry"
Sąsiad najpierw spojrzał na mnie, potem na telefon i pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Bo pani szybciej wysyła niż pisze. Dobrego dnia.
- Dobrego dnia.
Sąsiad poszedł na górę, a ja wyszłam z klatki.
- No ludzie – pomyślałam – do tej pory sądziłam, że jestem gamoń, a ja po prostu jestem szybsza od pisania.
I tego będę się trzymać! :)
To dobrego dnia wszystkim!

niedziela, 13 maja 2012

grudnik i fartuszek, czyli moje słabości

Warto pokazywać światu swoje słabsze strony. Warto pokazywać to, czego właśnie pokazać nie chcemy. Czego się wstydzimy, czego w sobie nie lubimy. Oczywiścei te fantastyczne cechy też warto, ale dzisiaj o wadach czy niedoróbkach raczej :)

Zatem prosty przykład - jeśli dajmy na to, nie umiem czytać, i jeśli świat się o tym dowie, to - po pierwsze - pozbędę się lęku, przed tym, że świat się dowie, że nie umiem czytać, a po drugie - zaraz znajdzie się życzliwiec, który będzie chciał mnie tego czytania nauczyć. I ja z jego pomocy skorzystam. Ludzie lubią się dzielić, wykazywać się lubią, lubią pokazywać światu swoje dobre strony.

Na poparcie tej tezy dwa zdarzenia:
1. Nie mam ręki do kwiatów, no taka niemoc i już. A jednak od lat próbuję hodować fiołki i jednego grudnika. Fiołki to jeszcze jak cię mogę, co drugi, co trzeci, jeśli zdąży, to zakwitnie. Podkreślam - jeśli zdąży, bo mój kocur uwielbia pąki słodkich fiołków.
Gorzej jest z grudnikiem. Nawet jeśli się napnie, napręży i wypuści pąka, to zaraz go zrzuca, jakby chciał mi wykrzyczeć: a właśnie, że nie zakwitnę!
No i pewnego dnia, Jasiu, mój dobry kolega, wstępując do mnie na kawę przyniósł mi grudnika.
- Męczysz się tak z tym swoim, rozmawiasz z nim, szantażujesz go. No to przyniosłem ci kwitnącego - powiedział Jasiu wręczając mi wspaniałego, pękatokwitnącego grudnika.
Ach, ach, jaki był piękny!

Przykład 2 - nie umiem gotować. Nie umiem i już. I wiedzą o tym także moi znajomi. Wie o tym też moja kuchnia. Każda łyżeczka, tarka, każde ziarenko kaszy doskonale o tym wiedzą.
Zatem, gdy tylko wchodzę do kuchni, zaczyna się bunt globalny. Wszystko się na mnie rzuca, rzuca się ze stolnicy na stół, a potem na podłogę. A ja nic. Ja uwielbiam gotowanie, sprawia mi ono tyle radości - ten proces tworzenia, ten bałagan, aj, no wszystko, wszystko! Podejmuję kucharskie rękawice i z zapałem wchodzę w temat (patrz post "babeczki"). I prawie zawsze gubię te rękawice. Się zapodziewają gdzieś, więc w ruch idą ścierki, ściereczki, a jak już wszystko zgubię - naciągam na dłonie rękawy i to, co tam jeszcze mam na sobie.
I oto proszę, przy okazji ostatnich imienin, dostałam od pani Iwony, mojej ulubionej profesorki z mojego ulubionego mrągowskiego liceum, bardzo (nie strasznie) praktyczny "fartuszek wielofunkcyjny z rękawicami wszytymi na stałe", obecnie mój ulubiony :)


Zapyta ktoś - i co z tego? Co ma grudnik do fartuszka? Ano ma.
Otóż tak grudnik jak i fartuszek są moimi słabymi punktami. Punktami zauważonymi i docenionymi.
Zatem, warto odkrywać swoje słabości, a niech tam ten nasz świat o nich wie. Niech się na nie przygotuje i niech spróbuje na nie zaradzić :)


piątek, 11 maja 2012

Dom latających sztyletów

jak ja tego długo szukałam, to jedna z tych scen, do których wracam i wracam...
muzycznie, plastycznie, wizualnie,
Dom latających sztyletów!


środa, 9 maja 2012

Marek Niedźwiecki w Olsztynie

Dzisiaj (9 maja 2012, godz. 18) w Planecie 11 (Biblioteka Multimedialna w Olsztynie) odbyło się spotkanie zupełnie niezwykłe, bo z Markiem Niedźwieckim, prezenterem radiowej "Trójki". Byłam, słuchałam i uwierzyłam, że pan Niedźwiedź rzeczywiście nie wierzy w życie pozaradiowe :)
oto kilka fotek dokumentujących to wydarzenie.

Marek Niedźwiecki w Planecie 11


przebiłam się przez tłum

niezapomniane spotkanie :)



Pani Miu Miu o Da się żyć!


Pani Miu Miu napisała na swoim blogu o "Da się żyć"



Żeby przeczytać, kliknij TUTAJ ----->

dziękuję Pani Miu Miu :)

poniedziałek, 7 maja 2012

"Graj Polsko!" w internetowej Gazecie Olsztyńskiej

wywiad i hymn "Graj Polsko!" w internetowej "Gazecie Olsztyńskiej"


dziękuję Gazeto! :)




"Graj Polsko!": Olsztyn też ma swój hymn na Euro 2012
(2012-05-05 19:32:28)


Polacy wybrali piosenkę, która będzie oficjalnym hymnem Mistrzostw Europy 2012 w Polsce. Kadrę narodową do boju zagrzewać będzie zespół "Jarzębina" i ich "Koko Euro Spoko". Olsztyn też ma swoją piosenkę. O tym, jak powstała piosenka i dlaczego nie startowała w konkursie na Hit Biało-Czerwonych rozmawiamy z Bożeną Kraczkowską, naszą redakcyjną koleżanką i autorką piosenki "Graj Polsko!".

- Wszyscy teraz śpiewają hymny na Euro 2012. Organizowanych jest mnóstwo konkursów... Dlaczego dołączyłaś do tego chóru?
- Właśnie dlatego, że wszyscy śpiewają! (śmiech). Wszyscy chcemy, żeby nasi chłopcy wygrali. Organizowane w Polsce mistrzostwa będą bardzo ważnym wydarzeniem nie tylko dla Polski, ale także, a może przede wszystkim dla naszych piłkarzy i kibiców. Tworzenie kibicowskich piosenek jest swoistym uczestniczeniem w tych przygotowaniach, śpiewającym wsparciem piłkarzy, wyrazem patriotyzmu. A ponieważ jestem patriotką, postanowiłam włączyć się i zasilić swoją piosenką to piękne kibicowskie pospolite ruszenie.

- Dlaczego nie zgłosiłaś "Graj Polsko!" do konkursu na Hit Biało-Czerwonych?
- Oczywiście, że zgłosiłam! Jury jednak nie zakwalifikowało piosenki do głosowania. Może to i lepiej...

- Co myślisz o wyborze na oficjalny hymn mistrzostw "Koko Euro Spoko"?
- Folklor jest piękny. Zobaczymy, co z tej piosenki zrobią kolejni zawodowcy. Bo to, że coś z nią zrobią - jest pewne. Na razie mamy to, co wybrał lud. Więcej na ten temat napisałam na swoim blogu (www.kraczkowska.wm.pl). Zapraszam do lektury postu.

- Gdzie więc można usłyszeć "Graj Polsko!"?
- Na pewno w internecie - na moim blogu, na youtube, wrzuta.pl, a już niedługo piosenka ukaże się na mojej autorskiej płycie CD.

- Czy jest szansa, że usłyszymy ją w radio?
- Szansa jest zawsze! (śmiech). A poważnie... piosenkę wyprodukował i zaaranżował Cezary Makiewicz, zawodowy muzyk, autor wielu wspaniałych piosenek. Generalnie trudno mi oceniać utwór, który sama napisałam i sama zaśpiewałam. Nie jestem też zawodową wokalistką. To wiele wyjaśnia (śmiech). Wprawdzie na swoich wieczorach autorskich i wernisażach (Bożena jest fotografikiem przyp. red.) śpiewam własne wiersze, ale nie jestem zawodową wokalistką.

- Dlaczego więc postanowiłaś nagrać pytę?
- Bo amator też ma prawo nagrać płytę. Zrobiłam sobie prezent na 50. urodziny. Zastanawiałam się, co by mnie ucieszyło, jaki prezent, z okazji półwiecza życia sprawiłby mi radość. Na Malediwy nie pojadę, więc co? W zeszłym roku wydałam tomik poezji "Da się żyć", zatem teraz byłoby miło wydać książki. Niestety, książki, choć gotowe do druku, muszą jeszcze poczekać. Wtedy moja siostra powiedziała: Masz tyle piosenek - nagraj płytę! Zadzwoniłam więc do Czarka (Makiewicza) i spytałam, czy podjąłby się takiej produkcji. Zgodził się.

- W "Graj Polsko!" oprócz ciebie śpiewa także "chór męski kibiców"...
- Wymyśliliśmy, że piosenka będzie bardziej zagrzewać do boju, jeśli włączą się do śpiewania kibice. Na meczach to przecież kibice zagrzewają swoje drużyny do walki. Śpiewają, nawołują, grają na bębnach, trąbkach... "Chór męski kibiców" to zaprzyjaźnieni sąsiedzi, koledzy z podwórka, przechodnie... ludzie, którzy uwierzyli w nasz projekt i wsparli go swoim głosem. "Graj Polsko!" to nasz, warmińsko-mazurski wkład w przygotowania do Euro 2012.


niedziela, 6 maja 2012

1800 wejść dziennie

muszę sobie to odnotować ku pamięci:
wczoraj (5 maja 2012) mój gazetowy blog (kraczkowska.wm.pl) odnotował rekord wejść:

ponad 1800! na dobę

warte odnotowania, bo średnio mam ok. 100 :)


piątek, 4 maja 2012

"Kogut" Kilara kilerem "Koko"?

post scriptum do poprzedniego wpisu

a tu w necie szum wielki, bo dopiero co wybrany polski hymn Euro 2012 jest prawdopodobnie plagiatem!
Jeśli wieść się potwierdzi, cały konkurs trzeba będzie albo powtórzyć, albo hymnem zostanie druga w kolejności piosenka ("Czyste Szaleństwo" Liber i Ino Ros).
Piosenka "Koko euro spoko" w warstwie muzycznej jest bardzo podobna do wykonywanego przez zespół Śląsk "Koguta" Wojciecha Kilara.

W regulaminie konkursu, wśród licznych warunków, które musiała spełnić piosenka, był zapis: "zgłaszający oświadcza, że utwór jest wynikiem jego oryginalnej twórczości lub przysługują mu prawa autorskie i pokrewne, lub posiada stosowne upoważnienia do reprezentowaniu autorów i wykonawców zgłaszanego Utworu oraz, że Utwór nie narusza praw autorskich i pokrewnych osób trzecich, zarówno majątkowych jak i osobistych".

Czy zatem Wojciech Kilar stanie się kilerem polskiego hymnu Euro 2012?
Nie.

Czy "Koko euro spoko" jest plagiatem?
Nie!

Jest to bowiem melodia ludowa i sam Kilar też ją wykorzystał w swoim utworze, a podobnych stylizacji może być znacznie więcej.
Pewne jest, że piosenka "Koko euro spoko" jest melodią ludową. A kto ma prawa autorskie do melodii ludowej?
No chyba cały naród. A skoro naród wybrał sobie tę piosenkę na hymn - nie ma o czym gadać.
Pozostaje już tylko kwestia "oryginalnej twórczości" autora. "Koko euro spoko" spełnia ten warunek tylko w warstwie tekstowej.

Ja w każdym razie z zaciekawieniem będę obserwować poczynania wszystkich osób zainteresowanych :)

-
Oto "kogut", utwór Wojciecha Kilara / wykonanie Zespół Pieśni i Tańca "Śląsk" im. Stanisława Hadyny.






czwartek, 3 maja 2012

"Koko euro spoko", czyli waka waka - koko dak!

Wybraliśmy polski oficjalny hymn Euro 2012. My - naród. Bo nawet jeśli ktoś nie brał udziału w głosowaniu, to zagłosował swoim brakiem głosu :)
W głosowaniu esemesowym wygrał zespół "Jarzębina" z piosenką "Koko euro spoko".
Zatem to właśnie "Koko" otworzy w Polsce Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej i będzie zagrzewać naszych chłopców do walki o złoty puchar UEFA Euro 2012. Z dużym zainteresowaniem czekam na efekt końcowy.
Myślę, że nie ma co się wytrząsać. Wybierając Jarzębinę ludzkość dała branży muzycznej mocnego prztyczka w nos. Przy tej okazji Jarzębina może nieco namiesza w tej branży, a może nawet dostanie za to mieszanie Fryderyka. Z jednej strony dobrze, bo to zmusi (mam nadzieję) do refleksji nad stanem polskiej piosenki. Może media się otrząsną i zaczną grać to, czego ludzkość chce słuchać, a nie to, co im wychodzi taniej, à propos Fryderyka... Dzwoni do mnie kolega :
- Słyszałaś, pani X znowu dostała Fryderyka! To już chyba trzydziesty! Ciekawe za co? Przecież nawet płyty nie wydała!
- No właśnie za to! - odpowiedziałam bardzo złośliwie.

Więc może Jarzębiny namieszają w branży...

Ciekawa tylko jestem co z tej piosenki zrobią zawodowcy. Bo to, że podejmą próbę "ueuropienia" jest pewne. Trzymam kciuki, żeby kobiety nie dały się podrasować. Żeby Jarzębiny nie przemieniono w... czy ja wiem... Jastrzębiny? I żeby nie zostały same pienia.
Kibice na trybunach będą skandować:
- Koko koko!
A zaś piłkarze:
- Koko daaak!

Generalnie nie mam nic do folkloru. Piękny jest. Shakira w oficjalnym hymnie FIFA World Cup 2010 też była folklorowa, z tym że jednak co innego znaczy waka waka! a zupełnie co innego znaczy - koko dak!
No cóż, jak napisał pewien internauta - jaki kraj, taka i Shakira :)



a to polska wersja folklorowa, ech, żeby chociaż kosy na sztorc były... :)

-


zatem... spoko i do zo na stadionach! :)


wtorek, 1 maja 2012

zwierza się nudzą (cz. 2)

weekend majowy...
ja pracuję skokiem konika szachowego - poniedziałek, środek, piątek.
Pogoda piękna.
Żurawie krzyczą po dwa, łabędzie latają po trzy.
O świcie (trochę po piątej) poszłam z Marcysią wschód słońca obejrzeć. Słońce jednak na nas nie czekało i wzeszło samo. Po powrocie zaczęłam siać kwiaty na balkonie. Mam jedną skrzynkę, w której co roku sieję kwiaty i co roku usychają. W tym roku, ja i moja skrzynka, już jedną próbę przeszłyśmy. Dostałam bowiem od zaprzyjaźnionego sąsiada z parteru :) cztery sadzonki pnącej się roślinki. Sadzonki były piękne, tylko wsadzić do ziemi.
Wsadziłam. Podlałam. Przyszedł Kicuś, wyciągnął wszystkie i starannie zgryzł. Nie pogryzł, ale zgryzł właśnie. Będę musiała jakoś to sąsiadowi wytłumaczyć. Tyle serca włożył w te sadzonki...
Skrzynka kilka dni stała pusta. Wreszcie dziś, tuż po tym wschodzie, postanowiłam posiać maciejkę. Posiałam. Podlałam. Poszłam napisać wiersz. I nawet słyszałam jakiś chrobot, ale przecież jak się ma zwierza w domu, to zawsze coś chrobocze.
Zobaczcie co tym razem schrobotały.
Miłego weekendu majowego!
Ja dzisiaj jadę na wystawę psów do Dobrego Miasta.
Będzie pięknie! :)


moje kochane zwierza,
słodziaki moje puchate,
wyciory!



i po maciejce. Próba druga zaliczona :)