
malowane lasy, barwy przypadkowe
w tej przypadkowości
wiatr
lekko i leniwie zaciera granice
żółci i zieleni
czas
na wschodzie fiolety, dalej ołowiany
mokry i zziębnięty
świt
z bliska mniej już widać, trzeba podnieść głowę
i zajrzeć w puchatą
liść
to moment specjalny – dla ciebie i dla mnie
ten zapach pobudza
myśl
westchnienie, którego nikt już nie usłyszy
dotykam pnia brzozy
dziś
jestem teraz blisko, wspinam się na wzgórze
zostawiam za sobą
las
pierzasty horyzont zwiastuje pogodę
mokrej pajęczyny
wrzask!
*
Ech,....jakbym była w tym lesie... i na tych polach...
OdpowiedzUsuńpiękne i tęskne.
Ładne te deski ale lepiej czyta się na jednolitym polu :))
Pani Bożenko, uwielbiam Pani wiersze, czytam je bardzo często, są głębokie. Ma Pani intuicję i na koniec zostawia to co najważniejsze. Dla mnie najważniejszy jest ten "wrzask" pajęczyny, co jak rozumiem znaczy rozpacz złapanej w sieć muchy. Serdecznie pozdrawiam - Irena
OdpowiedzUsuńTruskawa wydziwia, że deski... wcześniejsze fioleciki były brzydkie!kombinuj dalej-wiersz piękny, tradycyjnie "smutaskowaty" choć ten wrzask mnie lekutko zaskoczył- wolno Ci boć to Twoje:) zamornik
OdpowiedzUsuńO! No widzisz Truskawko, na Twoje życzenie dodałam tło, coś kombinuję i kombinuję :) pozdro
OdpowiedzUsuńZamorniku - fiolecik był special dla mnie, bo lubię, ale jako tło faktycznie masakryczne :) pozdro
Pani Ireno - dziękuję za dobre słowo i pozdrawiam
Bożenia