wtorek, 25 maja 2010

ślimaka wszechświat cały

fot. Bożena Kraczkowska

Wstałam dziś o 4 rano i poszłam do lasu. Co się będę wylegiwać w pachnącej, gdy świt wstaje.
Wzięłam ze sobą dwa psy - oba słodziaki, a jeden border - i zanurzyłam się w świtnym lesie. Szaro, słonka brak, ledwie ścieżkę widać. Ja zaspana, psy nie. A szczególnie border nie. U borderów zaspanie, zniechęcenie, smutek, oklapłość nie występują. Jeśli zaś występują, to znaczy że pies jest chory. 
Weszłam więc i idę.
- Jenyyy - pomyślałam - muszę dziś zrobić to i to, i jeszcze tamto. Nie chce mi się.
Westchnęłam, spojrzałam pod nogi, żeby ślimaka nie rozdeptać, bo kiedyś rozdeptałam i aż mnie kujło. Bardzo szkoda zwierzaka. I dobrze, że spojrzałam, bo akurat szedł. Winniczek.Był po prawej stronie ścieżki. I już się gięłam, żeby go odrzucić hen! gdzieś w trawę, gdy znowu pomyślałam:
- A może on ma jakiś cel, żeby na drugą stronę przejść. Może chce właśnie tędy przejść. Jak go odrzucę, będzie musiał od początku zaczynać. No... mogłabym go odrzucić w kierunku, w którym szedł, ale niech ma przyjemność zdobywania celu. 

Nie schyliłam się, nie odrzuciłam. Ominęłam i weszłam w głąb lasu. Nad rozlewiskiem zapomniałam o ślimaku. Psy się upaćkały, bo dwa żurawie były do gonienia. Wreszcie, po godzinie hasania, powrót. Zawsze wracamy przez bagno, żeby łapy w mchu opłukać. A z bagna znów na tę samą ścieżkę. Słońca nadal brak, ale jaśniej. Odruchowo spojrzałam pod nogi. Ślimak! Aaaa.... to ten sam. Był teraz bliżej drugiej strony. Przeszedł jakieś pół metra.
- Jenyy - pomyślałam - a może w tej jego wędrówce jest cała mądrość świata? Może lepiej przejść pół metra i być o pół metra bliżej celu, niż przelecieć wszechświat cały i celu nie znaleźć?
pozdrawiam

niedziela, 23 maja 2010

Biały deszcz

mam taki nastrój, że tylko tego chcę słuchać.
I pytanie na dziś - czy WSZYSTKO musi NIE być banalne?

"Biały deszcz"
słowa: Bożena Kraczkowska

czwartek, 20 maja 2010

Wenlock i Mandeville, czyli igrzyska Londyn 2012

Oto oficjalne maskotki igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 r.


Nazywają się Wenlock i Mandeville i powstały z kropli stali pochodzącej z budowy Stadionu Olimpijskiego.
Pomysłodawcy tych maskotek przekonali organizatorów igrzysk, że są one, te maskotki, OK. czytaj TU - http://www.elondyn.eu/news/499
Mnie też się spodobały, choć mam niewinne skojarzenia, odmienne od skojarzeń projektantów :)
zresztą sami zobaczcie. A może macie swoje skojarzenia?

Wenlock i kosmonauta

Mandeville i szwedzki zegar tzw. babula
Pozdrówki z lasu

piątek, 14 maja 2010

Zatorze. Lubię tę dzielnicę


Zatorze w Olsztynie. Lubię tę dzielnicę. Domy z grubymi murami, starzy ludzie i drzewa też stare, ale mocne, wysokie. Dużo pamiętają.
W tych domach niskie zadbane partery i maleńkie ogródki. Właściwie to nie ogródki tylko takie skrawki ziemi, nie szersze niż sam chodnik. A w ogródkach, gdy przyjdzie już lato, w cieniu drzew zafiolecią się bzy, łubiny, malwy i co tam jeszcze sobie ludzie wiosną wysiali. Codziennie przejeżdżam tędy w drodze do redakcji i codziennie wyobrażam sobie, co też tam się dzieje w tych domach. Ludzie gotują w czajnikach wodę, chodzą po schodach chłodnych klatek. Mrok, chłód, zapach ziemi i wilgoci.
Dzisiaj też jechałam przez Zatorze. Na skrzyżowaniu, w pełnym słońcu zobaczyłam panią Elżbietę Dudziuk. Bardzo charakterystyczna, elegancka z różową fryzurą. U pani Dudziuk studiowałam emisję głosu. Szło mi raczej kiepsko, ale może dlatego, że była wymagająca. Pamiętam też, że aby uruchomić przeponę, a raczej uświadomić sobie, że ją mamy, “podnosiliśmy” jedną ręką pianino. To znaczy
próbowaliśmy podnosić, bo gdzieżby się ono dało podnieść. W końcu jednak zrozumiałam zasadność posiadania przepony. Potem się okazało, że moja słaba emisja wynika z chorych strun głosowych i wylądowałam na urlopie dziekańskim.
I dzisiaj, kiedy zobaczyłam tę elegancką, dojrzałą kobietę z różowymi włosami wróciły wspomnienia. Fajne to były czasy. Potem, kiedy cała Polska śpiewała “Kobiety są gorące” Norbiego, dowiedziałam się, że pani Elżbieta jest jego mamą :)
Napisałam o tym, bo jechałam dziś przez olsztyńskie Zatorze. Lubię tę dzielnicę :)

sobota, 8 maja 2010

Basi bratki i magnolie



W olsztyńskiej Galerii Spichlerz (MOK) do 5 czerwca oglądać można piękne obrazy "IX przeglądu prac artystów ze Związku Plastyków Warmii i Mazur".
Na wystawie znalazły się dwa obrazy Basi Zysman: "Bukiet polnych kwiatów" i "Magnolie". Obrazy wiszą w Malachitowym Lesie od wielu tygodni (patrz "szuflady" - Galeria Basi"), a teraz mogą je podziwiać wszyscy :)
Basiu - wielkie gratulacje i dobrego sezonu!

czwartek, 6 maja 2010

bratki błękitki


Maja narysowała piękne bratki. Dzięki Maju za te błękitki.
No to ja do kompletu napisałam czterowiersz :)

bratki błękitki - źrenice moje
śliczności nakrapiane
gdy dzikie - wolne,
uczłowieczone - szarpnięte i sprzedane.

rys. Maja Ignasiak

niedziela, 2 maja 2010

za moim oknem

młode listki dębu wcale nie są podobne do starych :)

Z mojego okna widać świat.
Kilka lat temu świat był wyłącznie łąkowo-leśny. Myślałam sobie: jenyyy... ależ mam szczęście, że mojego okna widać łąkę, a łąka kończy się na granicy lasu. Malachitowego lasu. I od razu zaczęłam się bać, że za moment, za chwilę coś się w ten świat wryje i dziko go rozerwie skowycząc.
I wryła się koparka.
I rozdarła świat.
I widziałam jak rośnie dom. Jeden, drugi, trzeci. I płot. Moja łąka kończyła się teraz na granicy domu. Malachitowy las zaledwie się wychylał.
Teraz, z mojego okna widzę postrzępione czubki brzóz i sosen. Ale i tak wiem, jak silny jest wiatr.
Za moim oknem ludzie wydeptali ścieżkę. Chodzą tą ścieżką tam i z powrotem, tam i z powrotem. Cieszą się, że mają łąkę i las.
Na balkonie nowego domu ktoś zaczepił kolorowy wiatraczek. Żeby widzieć wiatr. Inny ktoś postawił na parapecie żyrafię. Widzę ją dokładnie, choć okno z żyrafą jest daleko. Marzenie o Afryce...
Gościu z pierwszego piętra suszy na balkonie dżinsy.
Trzy mieszkania pod rząd mają takie same rolety. Fani kremowych rolet.
Za moim oknem jest już inny świat. Ale nie szkoda mi łąki. Na kominach siadają sroki i kawki. Dzisiaj stadko kawek ganiało srokę samotnicę. Sroka siedziała na ziemi, a te nicponie nadlatywały chmarą, pikowały i odlatywały na pobliski dach. Ale zaraz się okazało, że to nie kawki ganiają srokę, a odwrotnie. Ach, sroka kusicielka. Wszystko się zmienia. Dobrze. Brak zmian oznacza śmierć. Za moim oknem.

wpisując tytuł tego posta, przypomniało mi się, że jest taka piosenka "Za moim oknem". Śpiewała ją kiedyś Maryla Rodowicz