W książce Ewy Lewandowskiej pt. Fani Mani, znalazłam projekty koszulek Fan Klubowych. Myślę, że obecni Fani Maryli Rodowicz mogliby mieć takie właśnie koszulki - byłby to nasz znak firmowy.
Takie koszulki byłyby tym bardziej cenne, że autorką projektów jest mama Marylki - pani Nina Rodowicz-Krasucka.
Oryginalne projekty nie miały adresu oficjalnego serwisu internetowego Gwiazdy. Dodałam ten adres, bo myślę, że gdzieś powinien się znaleźć.
Co o tym myślicie?
no i oczywiście koszulki należy "pokolorować".
autor projektu: Nina Rodowicz-Krasucka
- Apatia †
- audycje radiowe
- bajki
- benefis_2017
- blizny
- blues na drugą stronę
- Bożenki
- Czas honoru
- da się żyć
- Dziewczyna z granatem w ręce
- Flamingi
- galeria
- galeria priv
- Janis Joplin
- Mały człowiek z wielkim psem
- Maryla Rodowicz
- moje artykuły
- płyty
- prasa
- proza
- purpurowe gniazdo
- recenzja
- rodzina
- spotkania
- wywiady
niedziela, 27 czerwca 2010
środa, 23 czerwca 2010
Ja z podróży... wywiad z Marylą Rodowicz
zapraszam do lektury - kliknij i czytaj :)
Wywiad z Marylą Rodowicz "Ja z podróży..." (Gala)
GALA: „Techniczny” i jego żona wyciągnęli Panią z bezdomności.
MARYLA RODOWICZ: Był czas, że pomieszkiwałam u nich w kuchni. Wszystkie swoje ciuchy trzymałam w takim przezroczystym, wielkim worku, żeby wiedzieć, co, gdzie. Rozpoznawałam po kolorach. Spałam w kuchni na polówce – rozkładanym łóżku.
GALA: Od czego zaczęła Pani życie „na swoim”?
MARYLA RODOWICZ: Moja mama kupiła mi pralkę, słynną „Franię”. Spałam na dmuchanym materacu. I miałam stolik turystyczny, z jakim jeździło się do lasu. I gra muzyka!
GALA: Pierwszy mebel?
MARYLA RODOWICZ: Kupiłam stół w Swarzędzu. Chciałam mieć czarny i oni w tej fabryce mi go specjalnie pomalowali. Robili wtedy tylko jasne. Piękny stół, naprawdę świetny: duży, masywny. Potem stolarz zrobił mi szafki w kuchni. Majstrował je przez cztery miesiące. Ponieważ ciągle gdzieś jeździłam, nie mogłam go kontrolować, a on... zrobił sobie warsztat w moim mieszkaniu. Kiedyś wróciłam z jakiegoś festiwalu, chciałam z nim wreszcie porozmawiać, że to za długo trwa, ale zadzwonił ktoś do drzwi. Otwieram i widzę obcego człowieka: ,,Czy jest pan stolarz?” – pyta. Ja mówię, że „tak” i słyszę: „No bo on nam robi dwie szafki do łazienki.”... „Jak to robi?” – zdębiałam. „Pan stolarz” urządził sobie w moim mieszkaniu warsztat i pracował dla całego Ursynowa.(...)
cały wywiad z Marylą Rodowicz w najnowszej Gali
Wywiad z Marylą Rodowicz "Ja z podróży..." (Gala)
GALA: „Techniczny” i jego żona wyciągnęli Panią z bezdomności.
MARYLA RODOWICZ: Był czas, że pomieszkiwałam u nich w kuchni. Wszystkie swoje ciuchy trzymałam w takim przezroczystym, wielkim worku, żeby wiedzieć, co, gdzie. Rozpoznawałam po kolorach. Spałam w kuchni na polówce – rozkładanym łóżku.
GALA: Od czego zaczęła Pani życie „na swoim”?
MARYLA RODOWICZ: Moja mama kupiła mi pralkę, słynną „Franię”. Spałam na dmuchanym materacu. I miałam stolik turystyczny, z jakim jeździło się do lasu. I gra muzyka!
GALA: Pierwszy mebel?
MARYLA RODOWICZ: Kupiłam stół w Swarzędzu. Chciałam mieć czarny i oni w tej fabryce mi go specjalnie pomalowali. Robili wtedy tylko jasne. Piękny stół, naprawdę świetny: duży, masywny. Potem stolarz zrobił mi szafki w kuchni. Majstrował je przez cztery miesiące. Ponieważ ciągle gdzieś jeździłam, nie mogłam go kontrolować, a on... zrobił sobie warsztat w moim mieszkaniu. Kiedyś wróciłam z jakiegoś festiwalu, chciałam z nim wreszcie porozmawiać, że to za długo trwa, ale zadzwonił ktoś do drzwi. Otwieram i widzę obcego człowieka: ,,Czy jest pan stolarz?” – pyta. Ja mówię, że „tak” i słyszę: „No bo on nam robi dwie szafki do łazienki.”... „Jak to robi?” – zdębiałam. „Pan stolarz” urządził sobie w moim mieszkaniu warsztat i pracował dla całego Ursynowa.(...)
cały wywiad z Marylą Rodowicz w najnowszej Gali
poniedziałek, 21 czerwca 2010
czwartek, 17 czerwca 2010
głuchy telefon?
Basia sfotografowała dwa myszołowy, to zawieszam razem z historią prawdziwą :)
Otóż dostałam nowy telefon. Walczyłam z nim kilka dni. Za każdym razem, gdy byłam bliska rezygnacji, odzywał się głos ambicji: no co ty Kraczkosiu, nie dasz rady?
Pewnie, że dam! Rzeczywiście, po kolejnych kilku dniach prawie opanowałam potwora. I wtedy ZADZWONIŁ:
- Halo! - krzyknęłam nie będąc pewna czy w dobre miejsce go dotknęłam, bo dotykowy jest.
- Halo, czy to prni... traktor? - usłyszałam kobiecy głos.
- Traktor? Jaki traktor? Halo! Kto mówi? - pytałam raz za razem, bo zaskoczył mnie ten prnitraktor.
- Ha... pr...ni... traktor? - kobieta powtórzyła pytanie.
Zbaraniałam. Każdy by zbaraniał. Jaki traktor do cholery?!
- Halo, proszę powtórzyć! Że co? - nie odpuszczałam.
Kobieta po drugiej stronie zaniemówiła. Ale tylko na sekundę, po której spokojnie i wyraźnie zapytała:
- Halo, czy to głuchy pień?
Tym razem ja zaniemówiłam, ale też tylko na sekundę.
- Tak, tu głuchy pień – podchwyciłam, bo poznałam głos Truskawy.
- Pytałam czy to „pani redaktor”, bo mam problem lingwistyczny. Chciałam się skonsultować.
- Aaaaaa... a ja nowy telefon mam. Usłyszałam, że traktor.
- Wiem co usłyszałaś, bo drzesz się: traktor, traktor!
- Wcale się nie drę, tylko nie wiedziałam czy dobrze usłyszałam, to zapytałam jaki traktor?
- Aaa.... a ja myślałam, że sobie żartujesz.
- Ja? No chyba sobie żartujesz!
- A idź tam! Z tobą to w ogóle nie da się gadać. Zmieniasz te telefony i zmieniasz, i nic się nie zmienia. Dalej nic nie słyszysz!
- No bo ja głuchy pień jestem!
Zamilkłyśmy. Obie myślałyśmy chyba o tym samym. No tak, oczy jeszcze jakby w porzo, ale uszy...
- Myślisz, że to nie sprawa telefonu? - spytałam.
- Sama już nie wiem, co myśleć, ale ty pomyśl.
Pyk - przerwało połączenie. Chyba go dotknęłam policzkiem nie tam, gdzie chciał, bo przecież dotykowy jest :)
sobota, 12 czerwca 2010
hasła wyborcze i moja czarna gorycz
Zajrzałam w hasła wyborcze kandydatów na prezydenta Polski. Wybory tuż, tuż, trzeba się przygotować :)
Zajrzałam spojrzeniem powłóczystym, rozumnym spojrzeniem zajrzałam, z przejęciem nawet. Z powagą. Przecież po coś te hasła są.
I przemówił do mnie JanuszK-M.: Wolność i Praworządność.
- Jak to? – pomyślałam – przecież to już mamy. Chyba, że o czymś nie wiem... Albo chyba, że pan Janusz nie wie, w jakim kraju żyje.
Trwałam w zamyśleniu chwilkę, aż tu czytam: Razem zmienimy Polskę.
- Cholera jasna, jednak o czymś nie wiem. Nie wiem, że w Polsce nie ma demokracji, że rządzi nami junta więc o wolności mowy nawet nie ma! I GrzegorzN. chce to zmienić! Mało tego - chce tej zmiany dokonać ze mną! O matko, pewnie, że tak! Że Razem! W przekonaniu do zdania Grzegorza umocnił mnie Waldemar P., bo Waldemar dorzucił od siebie „Dialog i porozumienie”.
- Tak, tak, tak! To oczywiste. Koniec z awanturami, z nieporozumieniami koniec. Wreszcie przyszedł czas zmian. Już w lipcu zaczniemy rozmawiać i będziemy dotąd rozmawiać, aż się dogadamy. Aż się porozumiemy. Jak Polak z Polakiem!
Byłam naprawdę szczęśliwa i wszystko byłoby fajno, gdyby nie BronisławK., który nagle rzucił z telewizora: Zgoda buduje!
- Zgoda proszę pana – zgodziłam się z panem Bronisławem.
A jednak mój zapał oklapł.
- Czy oni przypadkiem nie mają na myśli sejmu?
I już miałam trzasnąć laptopem, gdy w uszy wlał mi się aksamitny głos AndrzejaO.:Wybierz swój dobrobyyyyt...
- Jak mogłam być tak niesprawiedliwa?! Jasne, że wybieram! - krzyknęłam do Apatii, która właśnie gryzła z zapałem swoją poobiednią kość. Apatia nawet na mnie nie spojrzała. To, co dla niej najważniejsze, miała już pysku. Chwilę obserwowałam psa i wtedy przyszło zdziwienie: to czyj ja dobrobyt do tej pory wybierałam? I już zaczynałam zapadać się w samokrytyce, gdy ze swoim okrzykiem wyskoczył JarosławK.: Polska jest najważniejsza!
Aż mnie zgięło.
- Jasuuuuu, ale ze mnie egoistka! Myślę tylko o sobie. Stale i wciąż o sobie, a tu przecież o Polskę chodzi!
I żeby całkiem siebie nie znienawidzić, wstałam od biurka i poszłam do kuchni. Zapaliłam pod czajnikiem gaz i wyjęłam z miętowej szafki mój ulubiony kubek w czerwone papryczki.
- Ale, ale... przecież Polska to ja – pomyślałam wsypując w papryczki czarną kawę. - Wielkie sprawy, małe sprawy – to ja przecież. Ten kraj, to miasto, ta wieś, ta górka i ta rzeka wylana, rozlana... – to wszystko ja.
Z kubkiem pełnym ulubionego płynu zasiadłam ponownie przed komputerem. Już wiedziałam co wybrać – wybiorę siebie. Wypiłam łyk kawy. Czarna gorycz właśnie rozlewała się po zmysłach, gdy do kompa jak wicher wpadł MarekJ. Wpadł i krzyknął: Najważniejsza jest wiarygodność!
O mało się nie zakrztusiłam. Zdałam sobie bowiem sprawę z tego, że wszyscy kandydaci walczą o coś, czego w Polsce nie ma!
MarekJ. walczy o wiarygodność, JarosławK.o Polskę, AndrzejO. o mój dobrobyt, BronisławK. o zgodę, zaś GrzegorzN. o... wszystko.
To co oni do tej pory robili? O co walczyli?
Zaczynałam wątpić. Zresetowałam kompa, napisałam wiersz, zajrzałam do Marylkowej Świetlicy, wpadłam też do Mariolki w nadziei, że namalowała coś nowego. Odebrałam pocztę. Basia namalowała dmuchawce. Ładne. Wzięłam na tapetę...
- Mam! Przecież jest jeszcze AndrzejL.! Może chociaż on, chłop z krwi i kości żyje w wolnym, sprawiedliwym kraju, w którym ludzie są zgodni i potrafią ze sobą rozmawiać, potrafią budować. Może on zaproponuje coś, co będzie rozwojem. Przyszłością!
Nerwowo wertowałam strony internetowe. Jest! Hasło AndrzejaL.: Jestem jednym z Was...
Dopiłam czarną gorycz.
środa, 9 czerwca 2010
kosmos na jednym wdechu
Człowiek, który dokonał tego niezwykłego skoku to Guillaume Néry - mistrz świata freedivingu - sportowcy pokonują morskie głębokości na wstrzymanym oddechu.
Błękitna Dziura, którą oglądacie to nic innego jak morska jaskinia, jest ich wiele na świecie - ale ta znajdująca się na Bahamach ma aż 202 metry głębokości!
Autor zdjęć - Julie Gautier - filmował również na wstrzymanym oddechu.
W czasie emisji oddychajcie normalnie, żeby się nie udusić. To oni nurkują, a nie my :)
Błękitna Dziura, którą oglądacie to nic innego jak morska jaskinia, jest ich wiele na świecie - ale ta znajdująca się na Bahamach ma aż 202 metry głębokości!
Autor zdjęć - Julie Gautier - filmował również na wstrzymanym oddechu.
W czasie emisji oddychajcie normalnie, żeby się nie udusić. To oni nurkują, a nie my :)
wtorek, 1 czerwca 2010
Dzień Dziecka i wierszyk "W szafie"
rys. Maja Ignasiak
z okazji naszego święta - święta wszystkich dzieci - wierszyk (mój) i rysunek Mai :)
dzięki Maju!
W SZAFIE
Mała Hania już od rana zabrała się do sprzątania.
Najpierw szafę otworzyła i ubranka ułożyła:
bluzki razem ze swetrami,
a czapeczki z szalikami.
Potem spodnie i spódniczki
a na końcu rękawiczki.
– Ach, jak w mojej szafie ładnie.
Wszystko ułożone zgrabnie.
Nikt nie powie, jakem Hania,
że w nieładzie mam ubrania.
Teraz mogę iść do Zosi
i na lody ją zaprosić.
Tylko Hania drzwi zamknęła,
bluzka kłótnię rozpoczęła:
– Nie chcę leżeć przy sweterkach!
I nie lubię pulowerka!
Tak. Opuszczam was kochani.
Wolę półkę ze spodniami.
Odepchnęła się mankietem i zleciała w dół z beretem.
Beret złapał w locie szelki, dwa szaliki, trzy sweterki,
potem spodnie i spódnice, a na końcu rękawice.
Golf łokciami się rozpychał.
Sapał, stękał...
– A psik! – kichał.
Jakby tego było mało w szafie groźnie zatrzeszczało
i zadrżała szafa cała.
Zmartwi się Haneczka mała,
bo wśród tego zamieszania pomieszały się ubrania.
Pierwszy podniósł golf rękawy.
– Tak się kończą te zabawy.
Tylko patrzeć jak się zlecą złote mole i nas zjedzą.
Szalik dodał:
– Hania dbała, w piękną kostkę nas składała.
Golf ma rację - za chwileczkę mole potną nas na sieczkę.
Rękawiczki przyklasnęły.
Przeciągnęły się, ziewnęły.
Potem cicho, na paluszkach wspięły się po dwóch poduszkach
na szczyt ubrań:
- Zgińcie strachy! – zawołały - Precz od szafy! Prędzej wrota wyważymy zanim mole tu wpuścimy!
Wszyscy raaazem!
I raz jeeeszcze!
Ustąpiły drzwi nareszcie.
Wysypały się spódnice, czapki, swetry, rękawice,
szalik z bluzką i sweterek, a na końcu pulowerek.
Na to wszystko weszła Hania:
– Kto rozrzucił tak ubrania?
Przecież rano posprzątałam.
W szafie też poukładałam.
Znowu się do pracy wzięła
i ubrania uprzątnęła.
W szafie zgoda, miłość wielka.
Bluzka leży przy sweterkach.
Beret, czapka i spódnice
wyglądają wyśmienicie.
I śpiewają chórem.
Zgodnie:
– Znowu żyje się wygodnie.
No a mole?
Niechaj wiedzą, że w tej szafie nic nie zjedzą.
z okazji naszego święta - święta wszystkich dzieci - wierszyk (mój) i rysunek Mai :)
dzięki Maju!
W SZAFIE
Mała Hania już od rana zabrała się do sprzątania.
Najpierw szafę otworzyła i ubranka ułożyła:
bluzki razem ze swetrami,
a czapeczki z szalikami.
Potem spodnie i spódniczki
a na końcu rękawiczki.
– Ach, jak w mojej szafie ładnie.
Wszystko ułożone zgrabnie.
Nikt nie powie, jakem Hania,
że w nieładzie mam ubrania.
Teraz mogę iść do Zosi
i na lody ją zaprosić.
Tylko Hania drzwi zamknęła,
bluzka kłótnię rozpoczęła:
– Nie chcę leżeć przy sweterkach!
I nie lubię pulowerka!
Tak. Opuszczam was kochani.
Wolę półkę ze spodniami.
Odepchnęła się mankietem i zleciała w dół z beretem.
Beret złapał w locie szelki, dwa szaliki, trzy sweterki,
potem spodnie i spódnice, a na końcu rękawice.
Golf łokciami się rozpychał.
Sapał, stękał...
– A psik! – kichał.
Jakby tego było mało w szafie groźnie zatrzeszczało
i zadrżała szafa cała.
Zmartwi się Haneczka mała,
bo wśród tego zamieszania pomieszały się ubrania.
Pierwszy podniósł golf rękawy.
– Tak się kończą te zabawy.
Tylko patrzeć jak się zlecą złote mole i nas zjedzą.
Szalik dodał:
– Hania dbała, w piękną kostkę nas składała.
Golf ma rację - za chwileczkę mole potną nas na sieczkę.
Rękawiczki przyklasnęły.
Przeciągnęły się, ziewnęły.
Potem cicho, na paluszkach wspięły się po dwóch poduszkach
na szczyt ubrań:
- Zgińcie strachy! – zawołały - Precz od szafy! Prędzej wrota wyważymy zanim mole tu wpuścimy!
Wszyscy raaazem!
I raz jeeeszcze!
Ustąpiły drzwi nareszcie.
Wysypały się spódnice, czapki, swetry, rękawice,
szalik z bluzką i sweterek, a na końcu pulowerek.
Na to wszystko weszła Hania:
– Kto rozrzucił tak ubrania?
Przecież rano posprzątałam.
W szafie też poukładałam.
Znowu się do pracy wzięła
i ubrania uprzątnęła.
W szafie zgoda, miłość wielka.
Bluzka leży przy sweterkach.
Beret, czapka i spódnice
wyglądają wyśmienicie.
I śpiewają chórem.
Zgodnie:
– Znowu żyje się wygodnie.
No a mole?
Niechaj wiedzą, że w tej szafie nic nie zjedzą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)