można wyprzedzić czas? można.
świeżynka, ukaże się jutro.
świetnie napisane przez Łukasza Wieliczko - dzięki Łukasz :)
Fot. Mariola Adela Karpowicz
rozmowa ukazała się w Kurierze Mrągowskim, 26.01.2017 r.
świeżynka, ukaże się jutro.
świetnie napisane przez Łukasza Wieliczko - dzięki Łukasz :)
Fot. Mariola Adela Karpowicz
rozmowa ukazała się w Kurierze Mrągowskim, 26.01.2017 r.
PISAĆ ZACZĘŁAM W SZWEDZKIM METRZE
— Urodziła się pani w Świdniku, ale słyszałem, że ma pani wiele wspólnego z Mrągowem?
— Tata był inżynierem, pracował w fabryce helikopterów w Świdniku, ale dostał propozycję pracy w mrągowskich zakładach maszyn budowlanych Bumar-Łabędy. Przeprowadziliśmy się na Mazury, akurat szłam do pierwszej klasy.
— To w Mrągowie zaczęła się muzyka?
— Mam starszą siostrę. Rodzice chcieli ją edukować muzycznie, więc kupili pianino. Ja również zaczęłam na nim grać i poszłam do Państwowej Szkoły Muzycznej. Chciałam jednak też grać na gitarze.
— Dlaczego?
— Bardzo podobało mi się, jak śpiewa — przygrywając sobie na gitarze — Maryla Rodowicz. Rodzice powiedzieli, że kupią mi gitarę, jeśli podejmę naukę gry na tym instrumencie. W efekcie skończyłam PSM pierwszego stopnia w klasie fortepianu i gitary.
— Czyli po szkole było odrabianie lekcji i ćwiczenia na gitarze i pianinie. Cały czas wolny zajęty.
— Jeszcze było harcerstwo i biegi narciarskie! Nie wiem, czy wszyscy pamiętają, że w Bazie Mrągowo była sekcja biegów płaskich. Byłam nawet mistrzynią województwa w biegach narciarskich. Pojechałam na zawody ogólnopolskie, ale tam już się nie udało. Każdą minutę miałam wypełnioną.
— W Mrągowie skończyła pani też Liceum Ogólnokształcące.
— Miałam tam świetnych profesorów, wszystkich dziś wspominam bardzo miło. Chyba najbardziej wbili mi się w pamięć profesorowie Iwona Ronkowska i Piotr Sobczyński – zresztą obecnie w Mrągowie, przy liceum, jest ulica Piotra Sobczyńskiego. Uczył matematyki. Wymagał, ale też nas szanował. A dzieci wyczuwają szczerość.
— I powie mi pani może jeszcze, że nie tylko z muzyki, polskiego i biegów narciarskich była pani dobra, ale jeszcze z matematyki?
— A gdzie tam! Ale z języka polskiego byłam jeszcze gorsza.
— Myślałem, że skoro dziś pisze pani teksty i książki, to był to przedmiot wiodący...
— Pisać zaczęłam późno — dopiero jakieś 18 lat temu otworzyła mi się w głowie ta szufladka z tekstami. W liceum język polski w ogóle mnie nie interesował. Byłam w klasie biologiczno-chemicznej, zachwycona byłam chemią i myślałam, że to będę właśnie w życiu robić. Albo uczyć chemii, albo zostać naukowcem.
— Drugą Marią Skłodowską-Curie.
— (śmiech) Ale w klasie trzeciej materiał okazał się za trudny. A że lubiłam sobie pośpiewać przy ognisku z gitarą...
— I akordy umiała pani lepiej niż symbole pierwiastków...
— Poszłam na studia muzyczne do Olsztyna, które skończyłam.
— Pracowała pani w szkole?
— Tak... W Białymstoku. Trochę się miotałam. Najpierw pojechałam zdawać na produkcję filmową do słynnej łódzkiej filmówki, ale się nie udało, więc złożyłam papiery do szkoły teatralnej w Białymstoku. Nie dostałam się, więc postanowiłam spróbować za rok. Nie spróbowałam, za to pouczyłam trochę dzieci, a w końcu wyjechałam za granicę i 10 lat spędziłam w Sztokholmie. Tam właśnie zaczęłam pisać. Jeździłam dużo metrem, nudziło mi się, tęskniłam za Polską...
— Trochę mi się to kojarzy z „Latarnikiem” Sienkiewicza, choć on czytał, nie pisał.
— Tam napisałam pierwszą książkę dla dzieci – dla moich siostrzeńców. Pisałam wiersze, zaczęłam pisać maile z tekstami do Maryli... Wróciłam do kraju.
— Jest pani fanką Maryli Rodowicz, działa pani w jej fanklubie. Nie każdemu z fanów zdarzyło się jednak napisać tekst swojej idolce...
— To było dla mnie wielkie zaskoczenie. Jak zaczęłam pisać, gdzieś skrycie marzyłam, żeby Maryla zaśpiewała mój tekst. Wysyłałam jej te teksty i to się po prostu stało.
— A jaki ma z nią pani kontakt?
— Maryla ma świetny kontakt z fanami. Co roku organizowała zloty fanów. Przy okazji świąt, zapraszała nas na opłatek lub jajeczko. Siedzieliśmy w hotelu i gawędziliśmy godzinami. Nagrywała, specjalnie dla nas, jak mówiła - „w piwniczce”, płyty w malutkich nakładach.
— Trochę jak takie domowe wina dla wybranych gości.
— I jak takie domowe wino tę muzykę smakowaliśmy.
— No i nie każdemu udaje się nagrać piosenkę z gitarzystą Maryli. Jak doszło do nagrania bluesa ze Zbyszkiem Krebsem — świetnym polskim „wiosłowym”?
— Świetny facet, ze świetnymi włosami i pięknym motorem. Poznaliśmy się właśnie na tych spotkaniach fanklubowych. Kiedy nagrywaliśmy z Czarkiem Makiewiczem „Gościa” na płytę „Wystarczy mnie lubić”, czegoś nam brakowało. Napisałam do Zbyszka, czy nie chciałby nas wspomóc. Nagrał piękne solo, które wmontowaliśmy w całość. Spytałam go, ile to kosztuje, spodziewając się jakichś horrendalnych kwot. Zbyszek odpowiedział humorystycznie: „Nie stać cię!”.
— Z Czarkiem znaliście się z Mrągowa?
— Wiedziałam, kim jest Czarek, bo kiedy piknik Country startował, kiedy nie było jeszcze żadnych zasieków, tylko gitara i ognisko, jego „Wszystkie drogi prowadzą do Mrągowa” już było hitem. Ale w Olsztynie, do jego studio, trafiłam przypadkiem.
— Blues to pani ulubiony gatunek?
— Lubię go za sprawą Janis Joplin, swojej drugiej największej idolki. Jestem przesiąknięta tymi dźwiękami i je intuicyjnie wyczuwam. Kiedy na scenach pojawiła się PJ Harvey, bardzo mi się spodobała – kupiłam jej wszystkie płyty. Okazało się, że jej także pod skórą siedzi Janis... Ja na benefisie, z wielką satysfakcją, zaśpiewałam „Mercedes-Benz” Janis.
— Pisze pani teksty, książki, choćby „Purpurowe gniazdo” i robi pani fotografie. Który nurt działalności artystycznej jest dla pani najważniejszy?
— Każdy. Cieszę się, jeśli komuś podobają się moje fotografie, radość sprawiło mi napisanie tekstu do piosenki promującej „Czas honoru”, podobnie jak tekstu do piosenki z filmu „Bodo”. Kiedy to pojawia się na antenie i ktoś tego słucha – jest to dla mnie bardzo rajcujące.
— Ostatni benefis to 18 lat pani działalności artystycznej. Osiągnęła pani pełnoletniość... Co dalej?
— Za dwa lata kolejny benefis! (śmiech). A poważnie – wydałam książkę dla dzieci, opowiadania, nagrałam płytę, zrobiłam kilka wystaw fotograficznych, napisałam sztukę... Jeszcze w tym roku chcę wydać drugi zbiór opowiadań „Czubek”. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, być może uda się wypuścić do stacji radiowych singiel „Mój cień blues”, który nagrałam z Krzysztofem Ścierańskim. Plany, plany, plany...
rozmawiał: Łukasz Wieliczko
— Tata był inżynierem, pracował w fabryce helikopterów w Świdniku, ale dostał propozycję pracy w mrągowskich zakładach maszyn budowlanych Bumar-Łabędy. Przeprowadziliśmy się na Mazury, akurat szłam do pierwszej klasy.
— To w Mrągowie zaczęła się muzyka?
— Mam starszą siostrę. Rodzice chcieli ją edukować muzycznie, więc kupili pianino. Ja również zaczęłam na nim grać i poszłam do Państwowej Szkoły Muzycznej. Chciałam jednak też grać na gitarze.
— Dlaczego?
— Bardzo podobało mi się, jak śpiewa — przygrywając sobie na gitarze — Maryla Rodowicz. Rodzice powiedzieli, że kupią mi gitarę, jeśli podejmę naukę gry na tym instrumencie. W efekcie skończyłam PSM pierwszego stopnia w klasie fortepianu i gitary.
— Czyli po szkole było odrabianie lekcji i ćwiczenia na gitarze i pianinie. Cały czas wolny zajęty.
— Jeszcze było harcerstwo i biegi narciarskie! Nie wiem, czy wszyscy pamiętają, że w Bazie Mrągowo była sekcja biegów płaskich. Byłam nawet mistrzynią województwa w biegach narciarskich. Pojechałam na zawody ogólnopolskie, ale tam już się nie udało. Każdą minutę miałam wypełnioną.
— W Mrągowie skończyła pani też Liceum Ogólnokształcące.
— Miałam tam świetnych profesorów, wszystkich dziś wspominam bardzo miło. Chyba najbardziej wbili mi się w pamięć profesorowie Iwona Ronkowska i Piotr Sobczyński – zresztą obecnie w Mrągowie, przy liceum, jest ulica Piotra Sobczyńskiego. Uczył matematyki. Wymagał, ale też nas szanował. A dzieci wyczuwają szczerość.
— I powie mi pani może jeszcze, że nie tylko z muzyki, polskiego i biegów narciarskich była pani dobra, ale jeszcze z matematyki?
— A gdzie tam! Ale z języka polskiego byłam jeszcze gorsza.
— Myślałem, że skoro dziś pisze pani teksty i książki, to był to przedmiot wiodący...
— Pisać zaczęłam późno — dopiero jakieś 18 lat temu otworzyła mi się w głowie ta szufladka z tekstami. W liceum język polski w ogóle mnie nie interesował. Byłam w klasie biologiczno-chemicznej, zachwycona byłam chemią i myślałam, że to będę właśnie w życiu robić. Albo uczyć chemii, albo zostać naukowcem.
— Drugą Marią Skłodowską-Curie.
— (śmiech) Ale w klasie trzeciej materiał okazał się za trudny. A że lubiłam sobie pośpiewać przy ognisku z gitarą...
— I akordy umiała pani lepiej niż symbole pierwiastków...
— Poszłam na studia muzyczne do Olsztyna, które skończyłam.
— Pracowała pani w szkole?
— Tak... W Białymstoku. Trochę się miotałam. Najpierw pojechałam zdawać na produkcję filmową do słynnej łódzkiej filmówki, ale się nie udało, więc złożyłam papiery do szkoły teatralnej w Białymstoku. Nie dostałam się, więc postanowiłam spróbować za rok. Nie spróbowałam, za to pouczyłam trochę dzieci, a w końcu wyjechałam za granicę i 10 lat spędziłam w Sztokholmie. Tam właśnie zaczęłam pisać. Jeździłam dużo metrem, nudziło mi się, tęskniłam za Polską...
— Trochę mi się to kojarzy z „Latarnikiem” Sienkiewicza, choć on czytał, nie pisał.
— Tam napisałam pierwszą książkę dla dzieci – dla moich siostrzeńców. Pisałam wiersze, zaczęłam pisać maile z tekstami do Maryli... Wróciłam do kraju.
— Jest pani fanką Maryli Rodowicz, działa pani w jej fanklubie. Nie każdemu z fanów zdarzyło się jednak napisać tekst swojej idolce...
— To było dla mnie wielkie zaskoczenie. Jak zaczęłam pisać, gdzieś skrycie marzyłam, żeby Maryla zaśpiewała mój tekst. Wysyłałam jej te teksty i to się po prostu stało.
— A jaki ma z nią pani kontakt?
— Maryla ma świetny kontakt z fanami. Co roku organizowała zloty fanów. Przy okazji świąt, zapraszała nas na opłatek lub jajeczko. Siedzieliśmy w hotelu i gawędziliśmy godzinami. Nagrywała, specjalnie dla nas, jak mówiła - „w piwniczce”, płyty w malutkich nakładach.
— Trochę jak takie domowe wina dla wybranych gości.
— I jak takie domowe wino tę muzykę smakowaliśmy.
— No i nie każdemu udaje się nagrać piosenkę z gitarzystą Maryli. Jak doszło do nagrania bluesa ze Zbyszkiem Krebsem — świetnym polskim „wiosłowym”?
— Świetny facet, ze świetnymi włosami i pięknym motorem. Poznaliśmy się właśnie na tych spotkaniach fanklubowych. Kiedy nagrywaliśmy z Czarkiem Makiewiczem „Gościa” na płytę „Wystarczy mnie lubić”, czegoś nam brakowało. Napisałam do Zbyszka, czy nie chciałby nas wspomóc. Nagrał piękne solo, które wmontowaliśmy w całość. Spytałam go, ile to kosztuje, spodziewając się jakichś horrendalnych kwot. Zbyszek odpowiedział humorystycznie: „Nie stać cię!”.
— Z Czarkiem znaliście się z Mrągowa?
— Wiedziałam, kim jest Czarek, bo kiedy piknik Country startował, kiedy nie było jeszcze żadnych zasieków, tylko gitara i ognisko, jego „Wszystkie drogi prowadzą do Mrągowa” już było hitem. Ale w Olsztynie, do jego studio, trafiłam przypadkiem.
— Blues to pani ulubiony gatunek?
— Lubię go za sprawą Janis Joplin, swojej drugiej największej idolki. Jestem przesiąknięta tymi dźwiękami i je intuicyjnie wyczuwam. Kiedy na scenach pojawiła się PJ Harvey, bardzo mi się spodobała – kupiłam jej wszystkie płyty. Okazało się, że jej także pod skórą siedzi Janis... Ja na benefisie, z wielką satysfakcją, zaśpiewałam „Mercedes-Benz” Janis.
— Pisze pani teksty, książki, choćby „Purpurowe gniazdo” i robi pani fotografie. Który nurt działalności artystycznej jest dla pani najważniejszy?
— Każdy. Cieszę się, jeśli komuś podobają się moje fotografie, radość sprawiło mi napisanie tekstu do piosenki promującej „Czas honoru”, podobnie jak tekstu do piosenki z filmu „Bodo”. Kiedy to pojawia się na antenie i ktoś tego słucha – jest to dla mnie bardzo rajcujące.
— Ostatni benefis to 18 lat pani działalności artystycznej. Osiągnęła pani pełnoletniość... Co dalej?
— Za dwa lata kolejny benefis! (śmiech). A poważnie – wydałam książkę dla dzieci, opowiadania, nagrałam płytę, zrobiłam kilka wystaw fotograficznych, napisałam sztukę... Jeszcze w tym roku chcę wydać drugi zbiór opowiadań „Czubek”. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, być może uda się wypuścić do stacji radiowych singiel „Mój cień blues”, który nagrałam z Krzysztofem Ścierańskim. Plany, plany, plany...
rozmawiał: Łukasz Wieliczko