poniedziałek, 30 marca 2009

list-czekanie

Od lat piszę do ciebie i czekam, czekam, czekam...,
żeby choć jedno słowo w twoim liście było naprawdę do mnie.
Żeby to jedno słowo było myślą o mnie...
Wtedy pojmę, zrozumiem, po co jestem czekaniem.
A kiedy do mnie przyjdziesz...
Kiedy to się w końcu stanie...
Przestanę być czekaniem.

niedziela, 29 marca 2009

tworzenie


Bóg stworzył zaranie.
Zaranie wszystkiego.
Gdy zaranie stało się - ruszył czas.
I zaczęło się dziać.
Powstawać.
Żyć.
A wszystko w czasie.
Bez czasu nic się nie działo. Bez czasu nie żyło. Czas określił granice wszystkiego.Tego co widzisz, tego co czujesz, tego kim jesteś.
Określił granice życia i śmierci...
Zatem zaranie ruszyło czas. Czas zaś ruszył początek. Stworzył „teraz” i nawet „przedtem”. „Później” stworzył i „wcześniej”, „moment” i „chwilę”. I tak czas płynął.
Cały czas.
Życie i rzeczy stawały się i trwały, i trwają, i trwać będą. Mają i będą mieć swój czas.
I na wszystko on przyjdzie.
Dopóki jest „przedtem”, „teraz” i „później” - jest także „wczoraj”, „dziś” i „jutro”.
I jest "jest".
Dopóki jest czas.
Ale...
czas nie istnieje poza umysłem, poza świadomością. Tylko umysł ma poczucie czasu.
Tylko umysł wie, że jest czas.
Umysł czuje czas.
Umysł go widzi.
Umysł ma świadomość przemijania.
Umysł pamięta.
Aby pamiętać, potrzebny jest czas. Potrzebny jest jego upływ. Coś dzieje się tylko wtedy, gdy płynie czas. Gdy upływa.
Wydarza się życie i jego przeżycia.

W czasie.


Wróćmy do umysłu.
Czy jest potrzebny, żeby żyć?

Nie. Umysł nie jest potrzebny do życia. Żeby żyć potrzebne jest życie. Po prostu.
Potrzebne jest tchnienie, zaranie. Potrzebny jest czas. Umysł jest tylko po to, by o tym wiedzieć. A nie każde życie musi wiedzieć. Nie każde życie wie, że jest czas. Nie każde wie, że żyje. Żyje sobie i już.

Czas-
życie-u
mysł.
Trwanie-działanie-przemijanie-śmierć.
Człowiek.
Czas tworzy człowieka.
Człowiek „jest” w czasie swojego życia.
W czasie jego upływu.
Dopóki o tym wie.

środa, 25 marca 2009

żurawie


Zima nie odpuszcza. Śnieżyce, nawałnice, powalone drzewa, ścięte błoto, miękkie bagno i rozlane rozlewiska, jednym słowem brrrr.... i gdzie ta wiosna?
Jest, jest.

Przyleciały żurawie - pięknym, równym kluczem szybowały nad polem, aż za wzgórze, za horyzont, tam gdzie Jezioro Linowskie jest. Słyszałam ich krzyk. A potem, po kwadransie, może ten sam klucz leciał w przeciwną stronę - mały, cichy, poszarpany.
Codziennie rano, kiedy wychodzę z psem na spacer spotykam w lesie mężczyznę z rowerem. On pcha rower, a ja wyprowadzam psa. On w tym lesie mieszka i wychodzi z niego do miasta, a ja mieszkam w mieście i wychodze z niego do lasu. Taka odwrotność z małym sensem. On ma rower, ja mam psa. Dzisiaj też go spotkałam.
- Widziała pani te ptaki? - zagadał. - Nie mają gdzie siadać. Jeziora jeszcze zamarznięte no to latają tak - tam i nazad. O! Pani patrzy, znowu lecą.
Spojrzałam w górę, ale nic nie dostrzegłam. Czarne, gęste korony drzew zasłaniały niebo. Usłyszałam jednak ich krzyk.
- I znowu część zawróci - dodał mężczyzna. - Porwane takie, takie pobite, polecą szukać lepszego miejsca. Ptaki, jak ludzie - życiem poszarpane.
Nie wiem jak to jest z ptakami, ale z ludźmi to może nawet i tak jest.

poniedziałek, 23 marca 2009

koty


Ten czarny, jak myśl czarna, bez zbędnych ceregieli
rzucony cień gdzieś z nagła
i nikt się nie ośmieli
przekroczyć niewidzialnej, choć rzeczywistej drogi.
Przebiegły ten poeta.
Myśl czarna: Boże srogi!

A tamten znów się snuje tak lekko, jak mgła szara.
Nadzieją zachwycony wciąż mruczy: chwała, wiara...
Szczęśliwy nieprzytomnie, choć wszystko w nim skończone.
Przygarniam go do siebie, jak życie pokręcone.

Ten trzeci jak liść stary - bez mocy, choć gorący,
upojnie się poddaje powiewom szeleszczącym.
Znużony pełnią życia zasypia w blasku złotym.
Ta myśl,
ta mgła,
to słońce,
ten liść... to moje koty.

sobota, 21 marca 2009

na czubku nieba


No i jutro wiosna. I bardzo dobrze, bo wiosna tego roku będzie wspaniała. Szczególnie jeśli chodzi o kwiaty.
Na pewno zakwitną :)


Na wietrze wszystko staje się wietrzne - spada lub wznosi w niebyty. Nawet skała.
Widziałam dzisiaj dym. Sączył się z komina bielutki taki, jak mgła nad łąką o wschodzie lub o zachodzie. Przechylał się to w jedną to zaraz w drugą stronę, szarpany wiatrem. A innym razem, gdy wiatr łagodniał, pędził, piął się w pośpiechu, jakby się bał, że nie zdąży przed kolejnym podmuchem. Szybciej i szybciej, wyżej i wyżej. Dym taki. Taki ładny, biały na tle czarnych, wiosennych drzew.
Był marzec i wszystko powinno budzić się wiosennie. Ale nie tego roku (2006). Tego roku zima trzymała się kurczowo wszystkiego. Lodu się trzymała i śniegu, mrozu i tych czarnych, rozświetlonych wschodem słońca drzew. Dym sączył się teraz cieniutki, przygięty do krawędzi komina. Spływał leniwie na czerwone dachówki, by chwilę potem znów popędzić, oddalić się, rozwiać.
Ładny taki, taki wietrzny.
I ja chcę tak stać na wietrze, tak na tle czarnych, wiosennych drzew wschodu i zachodu. Chcę poczuć, czuć to przeginanie raz w jedną, to zaraz znowu w drugą stronę, a potem jeszcze do ziemi. I odbić się chcę i popędzić szybciej i szyciej, i wyżej! Tak aż do czubka nieba. Aż w księżyc uderzyć i dostrzec księżyc wieczny!
Stawiaj mnie wiecznie na wietrze i tylko wietrzną mnie nie czyń.
Panie.

czwartek, 19 marca 2009

irbis


irbis - niewidzialna śnieżna pantera w niewidzialnym lesie :). Czujny samotnik, samotnik nieufny.
Poluje - uwaga - na koziorożce!
Fascynuje mnie po prostu :)

wtorek, 17 marca 2009

malachitowy las


Zabiorę cię z tej ulicy, gdzie tylko deszcz i mrok,
i wyprowadzę z piwnicy po wielkich czarnych sch
odach.
Zabiorę twój cień ze ściany i schowam smutny wzrok,
a potem ci obiecam, że nigdy nie będziesz sam.


Malachitowy las pokażę ci i sady.
Tam rośnie w nieskończoność malachitowy czas.
I nawet samo niebo pochyli się nad nami
i wszystko będzie dobrze w malachitowych snach.

A jeśli mi nie uwierzysz, a jeśli nie zechcesz mnie.
Nawet, gdy mrok wybierzesz i deszcz... nie oddam cię.
Wezmę ze sobą smutki, zejdę schodami w dół
i ze szklaneczką wódki marzenia podam na stół.

I purpurowy las pokażę ci i sady
tam nie przemija czas, nie przemijają sny.
I purpurowe niebo pochyli się nad nami
i jasność się pochyli w opadające mgły.

poniedziałek, 16 marca 2009

a jeśli...


A jeśli się w tobie zakocham i stracę dla ciebie głowę?
Zamieszkam na twoich schodach.
Zamieszkam w twoim ogrodzie.
U stóp twoich.
Pod stopami
albo pod gołym niebem,
bo tak się w tobie zakocham,

tak głowę stracę dla ciebie.

A jeśli obce słowo rozdzieli myśli nasze?
Samotna tam zostanę.
Zostanę tam na zawsze.
U stóp twoich.
Pod stopami
albo pod gołym niebem,
bo tak się w tobie zakocham.
Tak głowę stracę dla ciebie.

A jeśli jakiś człowiek, co mędrcem się nazywa
przemówi do mnie i powie: nie będziesz z nim szczęśliwa.
Schowam się w twoim ogrodzie,
schowam pod twoim niebem,
bo tak się przecież zakocham.
Tak głowę stracę dla ciebie.

A jeśli coś istnieje, coś więcej niż pojąć mogę,
to się spotkamy na schodach,
spotkamy się w twoim ogrodzie.
U stóp twoich.
Pod stopami albo pod gołym niebem.
Bo tak się w tobie zakocham,
tak głowę stracę dla ciebie.

sobota, 14 marca 2009

babeczki, bo są rzeczy które można zepsuć

Miałam wczoraj nocne przyjęcie, no bo wiadomo 13 marca, imieniny i tylko piątkowy wieczór wolny. Pomyślałam, że ciasto takie kupne to do kitu, że powinnam więcej z siebie ludziom dać i upiec coś sama. Ale co?
Telefon do Mirka, a on mówi:
- Zaraz u ciebie będę.
I był zaraz. Przywiózł pudełeczko z napisem "Babeczki", no.... w proszku takie.
- Tego nie można zepsuć - powiedział.
Uwierzyłam :)
Chciał mi nawet pomagać, ale jak "nie można zepsuć", to po co pomagać? I jeszcze tylko poradził od serca, żebym robiła dokładnie według przepisu, a będzie OK.
Zabrałam się do roboty z prawdziwym zapałem i według przepisu :). Dumna z siebie byłam, ale tylko do momentu otworzenia piekarnika.
Babeczki wypłynęły, popłynęły, rozpłynęły się tworząc formę odmienną. Normalnie placki się zrobiły.
Ludzie nawet chwalili, że dobre, że ciasto się rozpływa :), ale jak mi ktoś teraz powie, że są rzeczy, że sprawy są, których nie można zespuć – NIE uwierzę.



piątek, 13 marca 2009

Sweter

uwielbiam męskie swetry duże
i w takim swetrze się zanurzę
z rozkoszą!
Z wielkim roztargnieniem.
Nie będę czekać na przecenę.

poniedziałek, 9 marca 2009

koncert w Toruniu (7 marca 2009)


W sobotę (7 marca) Maryla and MarylaBand zagrali w Auli UMK w Toruniu. Dwie godziny dobrej muzyki. Świetny, mocny wokal. Niespotykane na polskich scenach połączenie artyzmu z takim jakimś... zmysłowym rzemiosłem. Niezwykły wieczór.
Codziennie się martwię, najczęściej rano. I obłażą mnie myśli, których strącić się nie da. A po takim koncercie przestają mnie obłazić. To jak to jest, że po koncercie same spadają? :)
relacje z koncertu i zdjęcia na: www.marylarodowicz.pl

niedziela, 8 marca 2009

czekanie



Dzień Kobiet! :)
trzymajmy się babeczki, żyjmy kolorowo i róbmy więcej dla siebie!

jesienią się mienią liście i obłoki
jesienią jaśnieją ludzie
pięknieją podmiejskie parkany i koty
i deszcz jest radosny w swej nudzie.

Jesienią przyjedziesz, bo mi obiecałeś,
niech wiosna wynosi się zatem!
Przetrzymam motyle, przeczekam czekanie
aaaa.... w końcu do diabła z tym latem!

śniadanie - czekanie
czekanie jak sen
wiosny połykanie
łapczywie jak tlen

i niech już przekwitną konwalie i bzy,
niech zwiędną te tulipany,
niech burze na górze, na dole zaś mgły
niech z hukiem spadają kasztany.

Niech sobie ptaszydła odlecą hen, hen!
a obłok niech hula z deszczami,
niech wiosna i lato wybaczą mi, że...
to całe czekanie do bani!

czwartek, 5 marca 2009

wydziaranka


Bo jak to jest?
Skąd taki gest, że jeden ma,
a drugi nie?
Że jeden ma, a drugi... wydziera się.

Wydziera życie, jak wydzierankę.
Strzępek po strzępku, jak wyklejankę
szarpie, układa i znowu psuje,
bo ni cholery nie pasuje!

Z życia wydziera nie to, co chce,
lecz to, co może wydrzeć w uporze.

Więc jak to jest?
Skąd taki gest, że jeden ma,
a drugi nie.
Że jeden ma, a drugi wydziera się!