wtorek, 28 kwietnia 2009

It's Amazing i Budgie

W piątek w Olsztynie zagrał Budgie. Nie byłam, nie słyszałam - szkoda. Tyle wspomnień by przywołali, tak jak przywołali przed Bohema Jazz Club wszystkich pogubionych, zagubionych, zagonionych tymi latami co po studiach... i zapewne niejeden się odnalazł. Ale Horacy tam był i oto ten koncert. Dzięki Horacy :)

Ale coś innego mi głowę zawraca. I to jak zawraca! A przecież to nie moje klimaty, zupełnie nie moje lasy. Nic w tym nie ma mojego, a jednak zawraca. Dlaczego? Tak to już widać jest, że czasem coś się zadzieje i już, coś zawróci głowę, świat zawróci, przewróci.
I nie trzeba wiedzieć, rozumieć nie trzeba. No to słucham

niedziela, 26 kwietnia 2009

malachitowy las



Napisała do mnie Ania Zamora, zwana niegdyś Gawruczkiem (pozdrawiam Kędzierzyn-Koźle :). Nie to żeby to jakaś nowość była, bo wymieniamy myśli od dobrych 20 lat, ale ten list był wyjątkowy. Miał podpięty załącznik z MP3 :) Ania napisała muzykę do "Malachitowego lasu" i teraz ten wiersz nie jest już tylko wierszem. Jest poezją śpiewaną. Fajne uczucie móc usłyszeć własne myśli w muzę wplątne.
Wielkie dzięki Aniu!

tu kliknij, przyłóż ucho i posłuchaj :)

muzyka: Ania Zamora
słowa: Bożena Kraczkowska

(wykonanie: Ania Zamora)

Zabiorę cię z tej ulicy,
gdzie tylko deszcz i mrok,
i wyprowadzę z piwnicy
po wielkich czarnych schodach.

Zabiorę twój cień ze ściany
i schowam smutny wzrok,
a potem ci obiecam,
że nigdy nie będziesz sam.

ref.
Malachitowy las pokażę ci i sady.
Tam rośnie w nieskończoność malachitowy czas.
I nawet samo niebo pochyli się nad nami
i wszystko będzie dobrze w malachitowych snach.

A jeśli mi nie uwierzysz,
a jeśli nie zechcesz mnie.
Nawet, gdy mrok wybierzesz
i deszcz... nie oddam cię.

Wezmę ze sobą smutki,
zejdę schodami w dół
i ze szklaneczką wódki
marzenia podam na stół.

I purpurowy las pokażę ci i sady
tam nie przemija czas,
nie przemijają sny.
I purpurowe niebo
pochyli się nad nami
i jasność się pochyli w opadające mgły.


wtorek, 21 kwietnia 2009

horyzont zdarzeń

Każdej wiosny otwarcie
i każde otwarcie nowe.
Za spopielonym czasem
NIC się ukrywa za słowem.

NIC się ukrywa za bielą
NIC, czyli świat odbity.
Za horyzontem zdarzeń
widok mam znakomity.

niedziela, 19 kwietnia 2009

bez cieni, czerni, bez głębi

obraz z Galerii Marioli Żylińskiej-Jestadt

W 2006 roku, z Mariolą Żylińską-Jestadt zrealizowałyśmy projekt artystyczno-poetycki "Wiersz do obrazu". Podczas wernisażu, na kilka wieczornych godzin spotkało się słowo z obrazem. Trudno określić, co było pierwsze, najważniejsze, że jedno z drugim się zgadza, dopełnia, tworzy klimat. Wystawę przyjęli do swojej ArtGalerii nasi przyjeciele - Iwona i Jarek Nowaccy. Dzięki wielkie :)))

Nie wiem jak dawno zasnęłam.
W kokonie lęku przed sobą przeistaczałam się w motyla.
Zachwycałam barwami.
Zachwycałam lotem, upajałam nektarem - swoim upojeniem.
Aż zasnęłam.
Umarłam.
Nie wiem, jak dawno temu...
I nagle żyć zapragnęłam!
Pękły mroczne jedwabie i wyszłam na świat jak cud!
W niepojętym ruchu jednym ów świat ujrzał mnie znowu, lecz świat ten zdał mi się inny - mniejszy, smutniejszy, zwyczajny...
Bez cieni, czerni, bez głębi.
Nie wiem jak dawno umarłam...

czwartek, 16 kwietnia 2009

cholery jedne

obraz z Galerii Marioli Żylińskiej-Jestadt
"Pełnia księżyca - umierałam"

Smutek i czas po twarzy mi biegnie
i razem biegną cholery jedne.
Tak wierne.
Razem.
Tak skroń przy skroni...
Smutek i czas po twarzy mi goni/


Smutny czas smędzi ku krawędzi,
ku skończoności cholera pędzi
i zerka w lustro z obłędem w oku,
i bruździ lekko, miękko,

z doskoku.
Już jest pod rzęsą!
Już pod powieką!
Już się przetacza szkarłatną rzeką
znów blisko smutku i znowu wiernie,
smutek i czas po twarzy mi biegnie/

i w jasnych oczach się odbija,
blednie w źrenicy i przemija,
nie chce się skulić i nie chce zmaleć,
woli w błękicie kotłować się!
Szaleć w zmysłowych ustach.
Kwiatem jabłoni bielić się,
pachnieć w otwartej dłoni.
I niech tak pachnie!
Niech się wywija!
Niech tylko myśli moje omija.

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

gdybyś

gdybyś miał tylko musnąć,
zrób to!
gdybyś miał tylko usnąć,
zrób to!
gdybyś miał tylko być,
zrób to!
gdybyś miał tylko śnić,
zrób to!
i gdybyś chciał tylko musnąć,
zechciej
i gdybyś chciał tylko usnąć,
zechciej
i gdybyś chciał tylko być,
zechciej
A gdybyś nie zechciał?
to nie chciej!

piątek, 10 kwietnia 2009

W L'Aquila płaczą mężczyźni

i wiersz mi wyszedł:
W L'Aquila płaczą mężczyźni.
Tam świat się po prostu zawalił.
Bo świat się może zawalić
zwyczajnie,
ot tak,
po prostu.
I życie sobą zawali, i wszystko zasypie, i zniknie.
Czy warto więc walczyć o bzdurko?
O szafę się spierać?
O rację?
Gdy rację ma ostateczność...
Nie lubię jej.
Ostatecznie... jest zimna, nagła i wieczna.
W L'Aquila płaczą mężczyźni... tam świat się po prostu zawalił...
(6 kwietania 2099 r.)

W L'Aquila płaczą mężczyźni


Dobrych Świąt!
Miłych spotkań, miłych rozmów i małych zadumek nad tym, nad czym zadumać się warto.
W L'Aquila płaczą mężczyźni. Tam świat się po prostu zawalił. I świat się może zawalić zwyczajnie, ot tak, po prostu. I życie sobą zawali,i wszystko zasypie, i zniknie. Czy warto walczyć o piórko, o szafę się spierać, o rację? Gdy rację ma śmierć-ostateczność? Nie znoszę ostateczności. Ona nie daje szans. Ona jest. OSTATECZNOŚĆ. A mimo to, nawet największy dramat zawsze ma za plecami nadzieję. Choć światy się walą i znikają słońca - nadzieja sobie jest :)
fot. leśna "monstrancja"

środa, 8 kwietnia 2009

do skutku

Uciekać można do skutku
na koniec świata lub skraje
i chować się też do skutku,
świętować grudnie i maje...

Szczęśliwym być też do skutku!
I pięknym, bo człowiek potrafi.
I szczodrym choć biednym - do skutku!
I dobrym, i... dobrym, i... prawym.

Na drodze, między lasami,
cień jeden, cień taki został.
Wspomnienie czasu - co z nami?
rozstać się, czy nie rozstać?

Na drodze między drzewami
wiatr liściem i cieniem się bawi.
Zabawi się także nami,
nim ślad swój na włosach zostawi.

Zakochać się aż do skutku!
I żyć, aż w końcu się znudzi!
I wszystko można do skutku
i nawet się nie obudzić.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

możesz zostać


Możesz śpiewać, tańczyć możesz,
możesz tyć i spać w ogrodzie,
możesz mieszkać na dnie góry,
a wynosić się nad chmury...

a jeżeli ci się zechce,
możesz nocą zostać jeszcze/

Noc ma wiersze, sen, widzenie,
myśl pisarza, srebrne cienie.
Ma rozkosze i koszmary.
Stacza się, dodaje wiary...

a jeżeli ci się zechce,
możesz wodą zostać jeszcze/

Możesz trawą być i krabem,
wartką rzeką, cichym stawem,
zielonkawą ośmiornicą,
czarną perłą, szczeżuicą...

a jeżeli ci się zechce,
możesz sobą zostać jeszcze/

Chmurą możesz być i lasem,
dobrym czasem i złym czasem.
Dźwięków szczelną miniaturą.
Możesz być u nogi kulą...

a jeżeli ci się zechce,
możesz ze mną zostać jeszcze :)

sobota, 4 kwietnia 2009

trzy ptaki


Nad moim domem codziennie przelatują trzy łabędzie. To trochę dziwne, że trzy, ale wcale nie-dziwne, że przelatują nad moim domem. Bo mój dom stoi na granicy lasu i ogromnego, ciasnego blokowiska.
Jest tu stawek, a raczej bajoro ze sterczącymi, suchymi badylami, na których zawsze wiszą foliowe worki. I większość tych worków jest biała. Stojąc na przystanku i patrząc na te martwe badyle, zastanawiam się dlaczego większość worków jest biała. Szczególnie głęboko się zastanawiam po wichurze. Wtedy bajoro trzeszczy bielą tych worków. A one? Wyrwane zbyt wcześnie śmietnikowi, poderwane w górę szybują wyżej i wyżej, by raptem, w nagłej ciszy spaść. A że tak bardzo chcą pozostać nad ziemią, to czepiają się tych suchych badyli. Łopocą wtedy i nadymają się. Białe balony.
Jest tu także brzozowy zagajnik. I w tym zagajniku, każdego poranka, zbiera się miejscowe rycerstwo. Bohaterowie w dresach wchodzą do lasu, rzucają na ziemię białe siatki wypchane białymi bułkami, białym masłem i białym mlekiem, i z nieszczerą nonszalancją wyciągają zza pazuchy piwo. Z trzaskiem otwierają puszki i głośno wyrażają swoje zdanie. Potem, niechętnie, z opadłymi już emocjami podnoszą siatki, odrzucają puszki i wracają do żon. Zagajnik cichnie.
I nad tym miejscem - nad bajorem, brzozami i moim domem, codziennie przelatują trzy łabędzie. Najpierw je słyszę. Bezbłędnie wyłapuję z gwaru rycerstwa i szumu worków,
fanfary i furkot białych skrzydeł.
- Lecą! - krzyczę w myślach. - Lecą - powtarzam szeptem.
Zadzieram głowę i czekam. Czekam, żeby zobaczyć.
I już są!
Nadlatują znad malachitowego, nieopisanego tu lasu.
Trzy.
Ogromne.
Białe.
Ptaki.
Cudownie piękne, ciężko rozgarniają powietrze i lekko suną na niewielkiej wysokości, jakby też chciały zobaczyć. Jakby chciały zobaczyć i usłyszeć to, co ja widzę i słyszę. Ale to tylko moje życzenie. One po prostu nie mają innej drogi. Muszą tędy lecieć i już. Ale to mnie nie smuci. Przecież ja słyszę. Słyszę i widzę - bajoro, brzozy i te piękne ptaki.

czwartek, 2 kwietnia 2009

ostatnie tej wiosny lodowe struktury


Byłam dziś o świcie na rozlewisku. Jeszcze przymrozek, jeszcze ostatnie w tym roku lodowe struktury. Zaskakująco delikatne rysunki, umierające ze wschodem słońca :) utaplałam się w błocie po łokcie, żeby dostrzec te liście :) fajowe uczucie.

środa, 1 kwietnia 2009

rocznica JP II


Jan Paweł II
(2 kwietnia 2005 r., godz. 21.37)

Miał oczy, które widziały
miał uszy, które słyszały.
Miał dłonie, które czuły
i usta, które mówiły.
I mówił.
Przemawiał do ludzi.
I chociaż wielu się łudzi,
że nie ma słów, które rozbudzą w nas takie widzenie,
które obudzą takie świata słyszenie i dotyk taki...
On mówił.
On pisał.
On - człowiek wielki, jak rosy kropelki.
Lecz póki życia na Ziemi stanie - zostanie!
I to jest dziś moje widzenie.
Mój dotyk i świata słyszenie...