piątek, 29 stycznia 2010

puste miejsce przy stole a zamknięty autobus

Przygotowuję wystawę w Mrągowie :) otwarcie 7 lutego - zapraszam!


Zima miła, jeśli nie zabija.
Lubię zimę. Lubię jesień. Lubię wiosnę i lato też lubię. Kiedyś uwielbiałam plażowanie. Teraz słońce nie chce ze mną współpracować. I choć nadal lubię słońce, coraz mniej jest we mnie kota. 

Ale miało być o zimie. W tym roku jest ekstremalna. A ekstremalne warunki odzierają nas ze złudzeń - świat nie jest piękny, a wielu ludzi jest zwyczajnie złych. Źli ludzie są nawet wśród tych, którzy w wigilijną noc zostawiają puste miejsce przy stole. Miejsce dla potrzebującego, zbłąkanego wędrowca. Jednak dla złych ludzi puste miejsce przy stole jest tylko pustym gestem pustej duszy. I choć ten ludzki pustostan nadal będzie zostawiać puste miejsce przy stole, to w jego domu to miejsce już na ZAWSZE zostanie puste. Bo czymże jest ten dodatkowy talerz i krzesło? Jest nie tylko tradycją, ale także jest znakiem — miłości, miłosierdzia. Symbolem gotowości do niesienia pomocy. Jest wyciągniętą ręką człowieka do człowieka. Jest otwartym autobusem.

O co chodzi z tym autobusem? Ano o to, że niektórzy kierowcy polskich mpk-ów, mimo, że na zewnątrz jest trzaskający mróz, nie podjadą, nie wpuszczą ludzi. A niech sobie ludziki stoją, a niech sobie marzną, a w deszczu niech mokną, a w wichurze niech się wichrzą! 

Taki kierowca stoi sobie na włączonym silniku i się grzeje. I to stoi bezczelnie - kilka metrów od przystanku. I to jest właśnie jego "puste miejsce przy stole".

Ktoś powie - a co tam jakiś autobus, kiedy Haiti umiera, dzieci marnieją w domach dziecka, ludzie jak psy, żyją w schroniskach. To prawda, są większe nieszczęścia, ale od czegoś możemy zacząć. Zacznijmy więc od własnego "pustego miejsca przy stole". Sprawmy, żeby jeśli nie każdego dnia, to chociaż w ekstremalnych warunkach, wypełniło się jego ludzkie miłosierdzie.

 




poniedziałek, 25 stycznia 2010

czas mija tylko w nas

dziś w Olsztynie o 5 rano termometr wskazał -22 st. C. Zima jak ta lala!
Asia przysła mi kilka fotek ze swojego zimowego miasta. Tak w Sprengel (Niemcy) wyglądają zimowe łańcuchy :) dzięki Asiu za fotki ;)

fot. Joanna Greve-Borkowicz

Spojrzałam na zwały śniegu, zamrożone jezioro i las... Zima w tym roku jest rasowa - śnieżna, mroźna i słoneczna. Można powiedzieć - piękna. Pamiętam takie zimy. W szkole podstawowej zapisałam się do "Bazy sportów wodnych" w Mrągowie. Oprócz sekcji żeglarskich, działała tam wtedy jedna jedyna sekcja "biegów płaskich". I kilka lat z rzędu zimy były na tyle rasowe, że trasa naszych cotygodniowych zawodów przebiegała od bazy, przez jezioro Czos, podejście na Górę Czterech Wiatrów, tam kółeczko albo osiem :), zjazd wprost na jezioro i meta przy Bazie. Miło wspominam ten czas i chrzęst lodu pod kijkami. Zdobyłam nawet wtedy tytuł "Mistrzyni Województwa" na spartakiadzie zimowej! Nie pamiętam tylko dystasnu ;) ale chyba 5 km, bo tyle się wtedy biegało.
Albo w szkole muzycznej... Szkolne okna wychodziły wprost na Czos. I pewnego dnia, gapiąc się z innymi dzieciakami przez te okna, widziałam jak przez środek jeziora dostojnie sunie traktor. To musiała być całkiem niezła zima ;)
I kiedy Asia przysłała mi te zdjęcia ze Sprengel, od razu zaczęłam szukać u siebie zimowych wierszy. I znalazłam tylko to.
Muszę więc coś o tej rasowej zimie napisać :)

Czas mija tylko raz,
tylko raz zagina się wszechświat.
Spójrz, za oknami mróz,
jak bezdomny próbuje przetrwać.

Czas mija tylko raz
znika tam, gdzie zagina się wszechświat.
Spójrz za oknami las,
on jak mróz też próbuje przetrwać.

Czas mija tylko w nas
i tylko nasz zagina się wszechświat.
Spójrz, za oknami ptak
zaczął śpiewać, bo właśnie przetrwał.

Czas mija tylko w nas
i tylko raz się w nas zatraca.
Spójrz, za oknami ja…
mrozem, ptakiem i... czasem powracam.

Dobrej zimy! Pocieszam się, że jeszcze tylko luty i do piwnicy sanki ;)

wtorek, 19 stycznia 2010

Janis nie umarła, ona się zatrzymała :)



Janis…
Kiedy latem 70 roku dziennikarz zapytał Janis, co myśli o swoim śpiewaniu, odpowiedziała bez namysłu: "Zobacz jak śpiewa Aretha Franklin. Niby porusza się tylko od punktu „A” do punktu „B”, a opowiada o całym wszechświecie. Ja jeszcze tego nie umiem, ale może kiedyś się nauczę…”

Zaczęła śpiewać w 1962 r. i nie było to łatwe śpiewanie. Wyrywała dla siebie każdy kawałek drogi prowadzącej z zadymionych klubów Teksasu do psychodelicznych plaż San Francisco. Słuchała czarnych bluesów Odetty i Big Mamy Thorton. Właśnie tak chciała śpiewać - przejmująco. A kiedy inny dziennikarz zapytał ją, czemu śpiewa bluesa, odpowiedziała: wyśmiali mnie z klasy, z miasta, ze stanu (...) To wystarczy, żeby śpiewać bluesa.

posłuchaj „Mary Jane” Janis Joplin >> klikniij TU

I zawsze, gdy zasiadam do słuchania jej piosenek zadziwia mnie ta niepojęta przemiana. Cóż takiego musiało się wydarzyć, że w kilka lat po debiucie nie śpiewała już tylko przejmująco. Śpiewała bardzo przejmująco.

posłuchaj „Little Girl Blue” Janis Joplin >> kliknij TU

Janis urodziła się 19 stycznia 1943 r. Nie miała szans na przetrwanie Bo czyż można przeżyć kataklizm życia, gdy cały czas się to życie wyprzedza?
Kiedy rozmowa schodzi na Janis ludzie zazwyczaj mówią: szkoda, że tak młodo umarła, jeszcze tyle piosenek mogła zaśpiewać, jeszcze tyle mogła zrobić.
Odpowiadam wtedy, że nic więcej zrobić nie mogła. Nie znalazła miłości, zaśpiewała już wszystkie SWOJE piosenki i, choć o tym nie wiedziała, śpiewała lepiej niż Aretha Franklin. Nie miała więc już nic do roboty.

A tak w ogóle, to Janis nie umarła. Ona się tylko zatrzymała :)

i na koniec specjalnie dla Summertime — "Summertime" Janis Joplin!

niedziela, 17 stycznia 2010

nordic walking bez kółeczek


Ja, Apa i mój Nordic Walking bez kółeczek :)

Moi rodzice pojechali do sanatorium. Pobyt był udany, rodzice odpoczęli, podreperowali zdrowie i na pamiątkę pobytu... kupili mi kijki do Nordic Walking.
Od miesiąca kijki stały w kącie, aż dzisiaj spojrzałam przez okno – śnieg, wszędzie śnieg. Idealna pogoda na Nordic Walking. I przypomniałam sobie rozmowę z Summertime. Ona regularnie, codziennie zażywa Nordic Walking i bardzo sobie chwali - ma dobry humor (ja wciąż wpadam w melancholię), ma kondycję (ja mam zadyszkę nawet jak jadę autkiem) i chudnie :) I to ostatnie mnie zmobilizowało! Ubrałam się przepisowo – ciepło, ubrałam Apę (bo staruszka sunia ma już 12 lat i bez futerka nie ma nawet mowy o spacerze) i poszłyśmy w las. Szło nam się dobrze, tyle tylko, że kijki jakoś zbyt głeboko się w śnieg wbijały.
- Zgubiła pani kółeczka? - zapytał przechodzący lasem człowiek z psem.
- Kółeczka? Jakie kółeczka? – zapytałam człowieka z psem.
- No te co na kijkach powinny być.
- To na kijkach powinny być jakieś kółeczka?
- A co? Nie było? Powinny być! - człowiek z psem uważnie przyglądał się moim kijkom.
I ja popatrzyłam na moje piękne kijki. Nie miały żadnych kółeczek. A przecież rzeczywiście widziałam gdzieś w domu woreczek z jakimiś kółeczkami i kopytkami. Poprosiłam jeszcze człowieka z psem, żeby mi fotkę zrobił. No… na pamiątkę, że bez tych kółeczek chodzę.
Jak tylko człowiek z psem odszedł ruszyłam dziarsko przez zamrożone pole. Tym razem szło się gorzej. Bruzdy głębokie i bez kółeczek... kijki przebijały śnieg jak masło. Na dodatek na kolejnej bruździe jeden z kijków się złożył i rymsnęłam na kolana.
Przez kilka minut walczyłam z teleskopem, aż w końcu się poddałam.
Bo do wszystkiego trzeba się dobrze przygotować, nawet do Nordic Walking, a nie tak na uraaaa! lecieć.
Po powrocie do domu odnalazłam woreczek z nakładkami, instrukcję obsługi kijków i teraz mam już kijki fest skręcone i kółeczka też na miejscu ;)
Mało tego. Tak się rozochociłam, że podzwoniłam po znajomych i od przyszłej niedzieli zaczynamy regularne wyprawy Nordic Walking. Takie mamy noworoczne postanowienie. Zobaczymy!

czwartek, 14 stycznia 2010

cóż więc robię, jak mi dobrze?

ze mną najlepiej z daleka
i to od czasu do czasu,
najlepiej przez szybę, w milczeniu,
najlepiej mnie kochać w ukryciu.

zawieszam się, odlatuję
lub gadam do zagadania,
i mylą mi się godziny,
i dni mi się mylą zwyczajne.

i nie pamiętam o chlebie,
przypalam gary i gubię
rzeczy tak bardzo istotne...

maluję... maluję... maluję...

z myśli Mariolki Żylińskiej-Jestadt

niedziela, 10 stycznia 2010

śnieg biały, śnieg granatowy i po wernisażu :)

Wernisaż się odbył, pomidorami nie rzucali :)
Mimo zamieci do Galerii Stary Ratusz w Olsztynie (i wprost pod choinkę) wpadło sporo osób. Przez zaspy przebili się przyjaciele z Olsztyna, "Haczyki" z Białegostoku, Mariolka z Lidzbarka Warmińskiego, Basia ze Stękin, ludzie z Mrągowa, z Torunia – i za to Wam wielkie dzięki – za to, że byliście, że mnie wspieraliście.
Wpadły też zaprzyjaźnione malarki – Basia Zysman i Mariolka Żylińska-Jestadt, i ekipa z Gazety. Poświęcili swój czas i przyszli. Mało tego, ekipa redakcyjna zrobiła (spec. dla mnie, jenyyy) tzw. honorową jedynkę Gazety Olsztyńskiej, a Rafał Śliwiak napisał wiersz “Zimny obraz, wrzące serce”.


na zdjęciu (od lewej) Beata, Ania, Rafał, ja z "jedynką", Rafał (autor wiersza) i mój szef - Robert.
Robert zrobił "gwoździem" filmik - a to ci niespodzianka - zapraszam do obejrzenia - kliknij w << link >>

Teraz podziękowania :)
Dziękuję przede wszystkim dyr. Andrzejowi Marcinkiewiczowi za to, że przyjął moją wystawę ot tak, z ulicy. Pewnego dnia wzięłam z domu teczkę ze zdjęciami, pojechałam do Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, położyłam zdjęcia na stole i…. zaczęła się rozmowa. To było niebywałe spotkanie, które może być przykładem dla innych – trzeba czasem wziąć teczkę pod pachę i pokazać swoje działania innym ludziom. W przeciwnym razie świat nigdy się nie dowie co widzimy, jak widzimy, jakich myśli są pełne szuflady nasze, jakie obrazy malujemy, jakie wiersze piszemy. A świat wart jest naszych działań. Dopiero wtedy świat może ocenić, a my wziąć tę ocenę na klatę :)

Dziękuję też Iwonie Bolińskiej-Walendzik (i jej ekipie), która zdjęcia oprawiła i wprawnie rozmieściła w pięknej przestrzeni Starego Ratusza (patrz poprzedni wpis).
I podziękowanie Jakubowi Bertrandowi z AF-W Studio AB za przygotowanie zdjęć.
teraz mały fotoreportaż :)

przez śniegi ludzie szli...

otwarcie! z panem dyr. Andrzejem Marcinkiewiczem

dostałam honorową jedynkę Gazety Olsztyńskiej :)

Mariolka z synem

Ania i Tomek przez zaspy aż z Białegostoku

Mariolka też przez zaspy z Lidzbarka Warmińskiego :)

i Basia wpadła. Z Olsztyna :)

i druga Basia ze Stękin :)

i niezawodna Ania "Mniodek" :)

zmieściły się też wiersze! Moje :)

ludzie czytali i oglądali :)

ja pozowałam

dzieci się nudziły

i po wernisażu :)
do następnego!

fot. Basia Zysman, Beata Szymańska z red. Gazety Olsztyńskiej, Bogumiła Nowak z red. Życie Olsztyna

czwartek, 7 stycznia 2010

śnieg biały, śnieg granatowy


Dzisiaj całe przedpołudnie spędziłam w Galerii Stary Ratusz (Olsztyn). Było baaardzo miło i pracowicie. To znaczy panie pracowały a ja tylko patrzyłam i piłam kawę :) I tak po kilku godzinach zdjęcia znalazły oprawę i właściwe miejsce. Oto kilka fotek z przygotowań. Jutro wernisaż. Mam nerwa, ale ja zawsze mam nerwa :)
do zo jutro!
więcej o wystawie >>





niedziela, 3 stycznia 2010

Kolędowanie Ani Zamory

Kolędowania ciąg dalszy.
Tym razem Ania wzięła się za moją "Guzikową kolędę".
Wzięła się i w jeden wieczór napisała melodię, zaśpiewała, nagrała i przysłała do MalachitowegoLasu. Ania jest bardzo zdolna.
dzięki Zamorniku :)
oto "Guzikowa kolęda" w wykonaniu Ani :)

piątek, 1 stycznia 2010

szczęśliwego 2010!

Stary rok był dobry, a skończył się jeszcze lepiej :)
Nowy zaczynam pracowicie wystawą fotografii
Zapraszam wszystkich, będzie wesoło :))