poniedziałek, 26 marca 2012

Maryla Rodowicz w Gdańsku 24.03.2012

LUBIĘ Gdańsk... zresztą lubię wszystkie miasta, do których mogę się wyrwać z lasu, bo to znaczy, że mam czas dla siebie. Chociaż... w Gdańsku też pracowałam. A była to przyjemna praca.
LUBIĘ swoją pracę...
a to znaczy, że mam szczęście.
Jestem więc szczęściarą :)
Koncert Maryli Rodowicz w Gdańsku odbył się 24 marca 2012 r., w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej im. Fryderyka Chopina. Ładne miejsce, do którego prowadzi niezły spacer. Szłam od ul. Rybaki Dolne nogami - było ciepło, wiosennie, to poszłam nogami. No to szłam chyba 4o min. i w końcu doszłam spóźniona :)
LUBIĘ próby. Na próbach ludzie są półprywatni, a ja tę prywatność w nich lubię i chcę ją pokazać. Łagodność, agresję, stan szczęścia lub nie, zmęczenie, spokój... Człowieka chcę pokazać.
Nie to żebym zaraz chciała pchać się im do domów, do łazienki, czym ucho myją zobaczyć... To mnie nie obchodzi, jak nie obchodzą mnie zdjęcia pozowane. Zobaczyć oczy pod zamkniętymi powiekami można tylko wtedy, gdy przyłapie się człowieka na myśleniu – to jest dopiero wyzwanie! I pokazać te oczy. Myślące pod powiekami. Coś bredzę?
Jak robię zdjęcia, to nic nie słyszę i nic potem nie pamiętam. Wyłącznie widzę.
LUBIĘ płytę "Buty2" i chciałam ją usłyszeć. Nie mogłam więc fotografować. W ten oto sposób nie mam zdjęć z koncertu. To znaczy mam. Kilka. Zrobionych ze schodków. Próbki poniżej.
LUBIĘ bluesa. Maryla na koncercie zagrała takiego bluesa, jakiego lubię.








Marylka i ja :)

piątek, 23 marca 2012

dyptyk odwrócony STOP!

Przy okazji wieczoru autorskiego, który odbył się w Tajemnicy Poliszynela (24 .01.2012) poznałam na kilka chwil dłużej Agnieszkę Kołodyńską, aktorkę Teatru Porywacze Ciał z Poznania. Kilka dni potem napisałam wiersz "Stop" i zamieściłam go na swoim blogu. Wiersz przeczytała Agnieszka i natychmiast odpowiedziała swoim wierszem. Oto dyptyk odwrócony, czyli "StopBA" (mój wynalazek, gdyż nie istnieje takie pojęcie, jak dyptyk odwrócony. Odwrócony, gdyż wbrew porządkowi najpierw jest "B", jak Bożena, a potem "A", jak Agnieszka)

Stop!B!

Zatrzymaj się Człowieku!
Postaw TU nogę i nie patrz już na nią!
Podnieś głowę!
To jest czarne niebo i kawałek Psa Gończego,
a tam Woźnica, Orion, Złota Ryba...
i pytanie...
po co... dlaczego...
autor:Bożena Kraczkowska



Stop!A!

Zatrzymuję się!
Jestem człowiekiem.
Stawiam nogę - TU!
I nie patrzę już na nią!
Głowę zadzieram do góry!
Czarne niebo nade mną.
Tam kawałek Psa Gończego,
Woźnica, Orion, Złota Ryba...
już wiem
po co.... dlaczego
autor:Agnieszka Kołodyńska

niedziela, 18 marca 2012

Vitas i Maryla a sprawa żurawi w Zatoce Stołu

kilka dni temu napisałam wiersz, a dzisiaj trafiłam na piosenkę "Crane's Crying"
w wyk. Maryli Rodowicz i VITASa

"W Zatoce Stołu"

Obiecaliśmy sobie jesienią,
że wiosną siądziemy przy stole,
porozmawiamy o życiu,
o zapomnianej sprawie.

Minęła jesień i zima,
wczoraj wróciły skowronki...
Co z naszą obietnicą?
Wczoraj wróciły żurawie....

Skowronki w Zatoce Apatii,
żurawie w Zatoce Żurawia,
a ja... w Zatoce Stołu
czekam na ciebie... z kawą...

a teraz piękna pieśń Maryli Rodowicz i Vitasa - "Crane's Crying"

piątek, 16 marca 2012

w dżinsach i koloratce, RDN Małopolska

wczoraj w nocy (22.40) odbyłam miłą rozmowę z ks. Jackiem Miszczakiem na antenie Radia RDN Małopolska.
Rozmawialiśmy głównie o tomiku "Da się żyć" i o lesie, a właściwie lasach :)
ks. Jackowi bardzo dziękuję za zaproszenie do audycji "W dżinsach i koloratce"
Grzegorzowi za nagranie programu i udostępnienie pliku
słuchaczom za bycie z nami mimo tak późnej pory :)
zapraszam do wysłuchania programu - "W dżinsach i koloratce", 16 marca 2012 r., godz.22.40 :)
pozdro z lasu

czwartek, 15 marca 2012

powrót skowronka a puste stany

są skowronki :) a właściwie jeden. Po radości z powrotu żurawi, przyszła radość z powrotu skowronka. Najpierw go usłyszałam, a dopiero potem zobaczyłam. Wisiał na niebie i tak wisząc śpiewał.



- Jeden skowronek wiosny nie czyni - powiedział sąsiad na wieść o powrocie.

W ten sposób zgasił nieco moją radość. WIĘC wiersz napisałam nie o skowronku.

Puste stany

starych domów opuszczonych,
pustych portów czół zmartwionych,
łąk zbyt mało wypasanych,
pól zielonych zmarnowanych,

zmarnowanych tych powierzchni
wiersz mój jeszcze więcej zmieści!

Martwych jezior,
mórz wyschniętych,
wydm pustynnych, bo nietkniętych,
białych wanien nie skąpanych,
mrocznych lasów wyrąbanych,

a gdy w siebie zajrzę wreszcie
pusto-stany znajdę jeszcze...

pusto-stany jak te łąki, jak te pola, morza, domy,
pusto... stany jak te porty, puste porty czół zmartwionych,
ja to widzę, te topole, pusto-stany w czarnej dali,
ja to widzę, te powierzchnie zmarnowane
puste...
stany.


czwartek, 8 marca 2012

najważniejsze ptaki...



Żurawie wróciły

otworzyłam dziś rano okno i usłyszałam krzyk żurawi. Bo ja mieszkam w lesie, to słyszę :) Uwielbiam ten krzyk. Jest taki pierwotny. Złapałam więc aparat fotograficzny, psa i pobiegłam za wzgórze. I rzeczywiście wróciły. - Wiosna- pomyślałam. I zaraz zamyśliłam się nad przyczyną mojej radości. I smutku. Bo jesienią smucę się, gdy żurawie odlatują. Odloty, przyloty... i myśl nagle naszła, że przecież tyle innych ptaków z nami zostaje pocieszając swoją obecnością za oknem skutym lodem. A my, tacy niewdzięczni, wielbimy raczej te, które nas opuszczają. I doszłam do wniosku oczywistego, że:

Najważniejsze są te ptaki, które z nami zostają.

z życzeniami dobrej dobrej wiosny! :)


poniedziałek, 5 marca 2012

drwale, czyli "..."

wczoraj widziałam stado saren, gdzieś ok. 20. Wychodzą z lasu na wzgórze, do słońca wychodzą. Czują wiosnę.
Ja na razie tylko jej wyglądam.

tytuł roboczy "Drwale", tytuł oficjalny "..."



„Drwale"

Jak żyć? - spytał mnie las, raz.
No jak? – spytał drugi.
Jak żyć? I ty mnie pytasz, jak żyć? Ty, taki wietrzny, odwieczny taki, samo-się-wysiewający, ty mnie pytasz, jak żyć? Ty, w którym życia Ziemi biorą swój początek, a koniec mają szczęśliwy? Ty łamany, rąbany...
Właśnie.
Co właśnie?
Rąbany...
I łamany. Przez wiatr. Ty, na którego gałązce kosmos się zaczyna, a na korzeniu się kończy - ty mnie pytasz jak żyć?!
Tak.
Głupie pytanie.
Tam drwale idą.
Gdzie?
Tam.
To uciekaj!

To się przesuń!

Zrób cokolwiek!!!
Co?

Trzy kropki sprawy nie załatwią. Tam drwale idą...
...

Maryla Rodowicz w Wilnie'2006, cz.3 - koncert

po spacerze (czytaj post niżej) zaczęły się przygotowania do koncertu. Jeśli tylko jest możliwość - biorę udział w próbie, to znaczy - podglądam :)  W Wilnie była taka możliwość. Wpadłam więc do Galerii, wypiłam kawę i popędziłam do Utenos Pramogu Arena.
1.10.2006 r. Wilno, Utenos Pramogu Arena
godz. 14.00

W hali są już wszyscy. Instrumenty ustawione, muzycy rozgrzani, Hubert (tzw. techniczny zespołu) coś tam jeszcze łączy, podłącza, poprawia.

Na scenę wchodzi Marylka. Siada na krześle. Robi się stylowo. Bierze gitarę, uderza pierwsze dźwięki i zaczyna śpiewać "Konie" Wysockiego. Coś we mnie drgnęło. Spojrzałam na naszych - w nich też drgnęło. Nie da się opisać. Choć przecież dręczę się tym Wysockim i niszczę z upodobaniem, TAK jeszcze tego nie słyszałam. Inna instrumentacja, inny język.


- Coś mnie tu przy pasku kaleczy - skarży się Marylka nie przerywając grania.
Już jest przy niej Hubert i już majstruje przy gryfie.
- Normalnie rana rżnięta - dodaje Marylka między dźwiękami.
Odrzuca głowę do tyłu i wpada w refren.
Agnieszka i Anita schodzą ze sceny i siadają obok nas. Maryla zaczyna Z sufitu.
"Co z tą nadzieją, czemu wciąż jak zimne ognie gaśnie? Czemu tak smutno wokół mnie, choć się spełniają baśnie? Co z tą nadzieją, co z nadzieją?"
Dziewczyny się zawiesiły, zamyśliły, odpłynęły...
- Co jest? - pytam Agnieszkę.
- Cholera, wzięło mnie - odpowiada.
Powinnam się zdziwić, bo przecież miały czas, żeby przywyknąć. Nie przywykły, a i ja się nie zdziwiłam.
Mimo tych cudnych przeżyć czułam napięcie. Nie potrafię tego racjonalnie wyjaśnić, ale czułam jakiś dziwny nerw wokół sceny. Koniec próby. Do koncertu zostało bardzo mało czasu. Marylka znika w garderobie, Ewa z Dareczkiem idą przygotować stanowisko płytowe. Jakaś kobieta przytachała ogromny dzban z ogromnymi słonecznikami, dziennikarze zajęli dogodne miejsca, a kamerzyści ustawili sprzęt. Po bokach sceny pojawiły się ogromne telebimy.

godz. 18.00
Sala wypełnia się ludźmi i ich gwarem. Koncert Maryli Rodowicz jest dla mieszkających tu Polaków wydarzeniem artystycznym i towarzyskim. Macham do moich nowych znajomych z galerii. Gaśnie światło, zapalają się reflektory i rusza intro. Z mroku sceny wyłania się Marylka. Ludzie biją brawo, ktoś podaje MR ogromny bukiet kwiatów. Pierwszy, drugi, trzeci numer... ludzie siedzą i słuchają. Tacy jacyś skupieni. Trudno ich ruszyć. Ale Marylka nie odpuszcza. Kombinuje - raz ciszej, to znowu hopsasa, z gitarą i bez gitary...
Obok mnie siedzi taki wielki niewzruszony facet. Nawet sobie pomyślałam, że taki "martwy" nie pasuje do tego miejsca. Pękł przy Koniach. Zwyczajnie płakał.
Huknęły Jarmarki. Młodzież rozszalała się w bocznych wejściach. Dzieciaki pod sceną. Wreszcie MR poprosiła, aby ludzie podeszli bliżej, bo przecież pod sceną jest dużo miejsca. Ruszyło się wiele osób. Z głośników poszły Sokoły i Gdzie strumyk płynie z wolna... Ten ostatni w wersji, której nigdy nie słyszałam. Taki się zrobił na scenie ruch, niezły jam, a ja lubię takie granie. Wszyscy rasowo - chórek zupełnie oszalał, popisowe improwizacje muzyków i w tym kotle dźwięków głos Marylki - sam smak.






















Ostatnich dźwięków wileńskiego koncertu wysłuchałam z drugiej strony sceny. Wielkie brawa i podpisywanie płyt. I znowu Marylka znika w garderobie. Czekamy, żeby się pożegnać. Serdeczne uściski, Marylka wsiada do auta i znika w ciemnościach. Żegnam się z Ewą i z Dareczkiem, i ruszam na dworzec. Dworce nocą są męczące. Siadam na żelaznej ławeczce i tak mi jakoś głupkowato smutno się robi. Na pół godziny przed odjazdem na halę wpadają... Ewa z Dareczkiem. Wpadają, żeby się jeszcze raz pożegnać. Jak rany! No to się żegnamy, autobus odpala i w drogę.
Granica. Kontrola paszportowa. Sięgam po dokumenty, a tu za rękawem ciągnie mi się Marylkowy naszyjnik z bursztynów. Tylko się uśmiecham...
ps.
Naszyjnik oczywiście oddałam

Filmowa relacja z pobytu i z koncertu Maryli Rodowicz w Wilnie. "Album Wileński" z Marylką wyprodukowała oraz wyemitowała Lietuvos Nacionalinis Radijas ir Televizija (LRT)- zapraszam :)




Maryla Rodowicz w Wilnie'2006, cz.2 - spacer z Marylą

na drugi dzień (1.10.2006 r.) wzięłam udział w spacerze z Gwiazdą i to był fajny dzień :)

Maryla w Wilnie, 30.09 - 1.10 2006
1.10.2006 r. Ostra Brama, Cmentarz Bernardyński, Cmentarz na Rossie

O jedenastej rano Marylka miała spacerować po mieście. Nie mogłam tego przegapić. Chciałam, jak rasowy papparazzi, zaczaić się pod hotelem i pstryknąć fotkę, kiedy będzie wychodzić z hotelu. Jednak mój chytry plan okazał się do bani, bo już po kilku minutach także i ja spacerowałam... z Marylką, panem Andrzejem, ekipą TV i p. Anną - przewodniczką.

Wilno remontuje się. W miejscu, gdzie kiedyś był plac ratuszowy teraz jest ogromna dziura, w której ludzie... parkują samochody :). Boczne, wąskie uliczki są naprawdę urokliwe i przypominają mi stary Sztokholm. Tyle, że tutejsze kamieniczki są w nieco gorszym stanie. Na razie, bo remont przecież dopiero się rozpoczął.


Zaczęliśmy od Ostrej Bramy. Akurat trwała msza... niektórzy klęczeli, modlili się, inni próbowali w ogromnej ciasnocie cokolwiek sfotografować. Marylka też próbowała. Cudowny obraz robił wrażenie. Po zrobieniu kilku zdjęć także Marylka zatopiła się w myślach, może w modlitwie...









Po zejściu na dół nastąpiło pierwsze nieplanowane spotkanie z Polakami. Musieli wcześniej rozpoznać MR, bo wyraźnie na nią czekali. Gdy tylko Gwiazda ukazała się w drzwiach rozległo się gromkie "Sto lat! Sto lat!" Ludzie obstąpili Marylę, autografy, wspólne zdjęcie. Jedna pani podarowała MR naszyjnik z bursztynów. Maryla trzymała go w dłoni do czasu, gdy znaleźliśmy się przy Aptece pod Białym Łabędziem, należącej niegdyś do jej rodziny. Chciała sfotografować to miejsce. - Potrzymaj - zwróciła się do mnie podając naszyjnik. Potrzymałam. I trzymam do dziś, bowiem bursztyny trafiły "na razie" do mojego plecaka i wróciły ze mną do lasu :). Ale oddam - słowo rękawa :)





Pod apteką Marylka udzieliła wywiadu dla TV i pojechaliśmy na Cmentarz Bernardyński, gdzie znajduje się grób jej przodków. Tuż za bramą cmentarza przywitała nas liściasta jesień. W mieście było jeszcze lato, a tu już nie. Poszukiwania mogiły nie trwały długo. Marylka usiadła na ławeczce i znowu się zadumała. Potem zrobiła kilka zdjęć i ruszyliśmy na Cmentarz na Rossie. Zaledwie tylko MR i p. Andrzej stanęli przed płytą z napisem "Matka i serce syna", a już była przy nich grupka Polaków. Pozdrowienia, życzenia, autografy... Przy grobie Lelewela znowu zaduma. Ujęcie przez Marylkowe włosy i trzeba wracać, bo na 14.00 zaplanowano próbę. W drodze do samochodu musieliśmy przejść przy straganach z pamiątkami. Na widok Marylki znowu poruszenie. Straganiarze jak mogli, tak chcieli uhonorować miłego sercu Gościa z Polski. Książki, obrazki, bursztyny, dobre słowa... czas jednak był nieubłagany.





















Filmowa relacja z pobytu i z koncertu Maryli Rodowicz w Wilnie. "Album Wileński" z Marylką wyprodukowała oraz wyemitowała Lietuvos Nacionalinis Radijas ir Televizija (LRT)- zapraszam :)




sobota, 3 marca 2012

Maryla Rodowicz w Wilnie'2006, cz. 1 - konferencja prasowa

to był mój, jak dotąd, jedyny zagraniczny wypad, którego celem był koncert Maryli Rodowicz. Decyzję o wyjeździe podjęłam z zaskoczenia, to znaczy nagle. Dziś podjęłam - jutro pojechałam. Przeczytajcie co z tego wyszło :)

Maryla w Wilnie, 30.09 - 1.10.2006
30 września 2006 r.ulice Wilna, Hotel Stikliai

Do Wilna wjechałam o 9 rano, w zupełnej mgle i na pałę. Wiedziałam, że Marylka ma dziś konferencję prasową, ale nie miałam dokładnego adresu miejsca konferencji. Nie miałam też gdzie spać, lecz to zostawiłam na potem. Wieczorem miała dojechać Ewa Lewandowska, więc będzie OK. Z dworca na starówkę doszłam pieszo, a że to niezły kawałek, to się umordowałam. Po drodze dostałam sms od Ewy, że będzie z ekipą ok. 1 w nocy, zatem spotkamy się dopiero jutro. Dla złapania oddechu i zebrania myśli przysiadłam w jednej z kawiarenek. Zamówiłam kawę. Była świetna. Sączyłam smak i zaczynałam się martwić. Martwić? Popadałam w coraz czarniejszą rozpacz. I gdy tak popadałam wzrok mój padł na witrynę Polskiej Galerii znad Wilii. - No gdzie jak gdzie, ale tu na pewno coś zaradzą - pomyślałam.


plakat reklamujący koncert Maryli Rodowicz

Wanda i Zbyszek (gospodarze galerii) dosłownie wessali mnie do środka. Nie protestowałam.
Powiedziałam kim jestem i po co przyjechałam. Na hasło "Maryla Rodowicz" ożywili się. Wiedzieli rzecz jasna o koncercie i też się wybierali. Teraz trzeba było tylko ustalić gdzie ukryła się Marylka. Wanda zadzwoniła do tutejszego polskiego radia i po chwili wszystko było jasne - konferencja o 17.00 w Hotelu Stikliai. Oczywiście idziemy razem. Kwadrans przed czasem byliśmy na miejscu. W holu spotkaliśmy p. Bogdana Zepa, Grzesia, Witalisa Masėnasa (organizatora koncertu, dziennikarza Kuriera Wileńskiego), Veronikę też z Kuriera, ekipę TV-Lietuvos Televizija i dwóch gości z Rygi, którzy specjalnie przyjechali, żeby oko w oko z Marylą porozmawiać o zorganizowaniu koncertu na Łotwie. W sali konferencyjnej czekało już kilkadziesiąt osób. Punktualnie o 17-ej, w towarzystwie organizatorów, do sali weszła Maryla Rodowicz. Rozmowa toczyła się w języku rosyjskim i polskim. Pytano MR o wileńskie korzenie, o polsko-rosyjskie przyjaźnie, rozmawiano o trudnych dla artystów czasach Solidarności. Marylka odpowiadała i opowiadała. Ze znaną sobie swadą żartowała... Wywiązała się także dyskusja na temat internetu. Marylka mówiła o swojej stronie internetowej i o nas - jej fanach. Na koniec poproszono, aby powiedziała skąd czerpie energię, siłę, co robi, że się nie zmienia, że ma takie ładne włosy... Marylka tylko się roześmiała i odpowiedziała, że nic szczególnego nie robi, a jeśli chodzi o włosy, to po prostu o nie dba.



Marylka mówiła, a ja starałam się zrobić kilka fotek. I było nas kilku starających się :). Żeby nie wchodzić w oko kamery przemieszczaliśmy się chyłkiem albo w kucki. Właściwie to kicaliśmy i klikaliśmy - a to spod stołu, a to zza krzesła, a to znów zza okna. W pewnej chwili jakiś dziennikarz przykicał do mnie i scenicznie szepnął:
- Zabierz ze stołu Maryli tę butelkę z wodą.
- Jak to zabierz? - odszepnęłam też scenicznie.
- No zwyczajnie - zabierz, bo ja się boję.
- Butelki się boisz?!
- Nieee... no śmiałości nie mam, a butelka tylko mi w kadrze przeszkadza.
Ja też nie miałam śmiałości, ale skoro w kadrze przeszkadza... Wzięłam się w sobie, podkicałam pod Marylkowy stół i bez słowa wyjaśnienia zabrałam Maryli tę wodę.
Konferencję zakończył Witalis stwierdzając, że Maryla Rodowicz jest zjawiskiem i jako takie piękna jest po prostu.











Po konferencji Marylka udzieliła jeszcze wywiadu i każdy ruszył w swoją stronę. Pół nocy chłonęłam miasto, łaziłam wąskimi uliczkami, gapiłam się na rzekę i ludzi. Zastanawiałam się dlaczego Witalis użył wobec Marylki określenia - zjawisko. Nie był pierwszą osobą, która w ten sposób myśli. Oczywiście miał rację, bo zjawisko to coś niezwykłego, rzadko występującego, zachwycającego. I tu wszystko jest OK. Pomyślałam jednak, że zjawiska przemijają, a w Maryli jest coś, co nie przemija... Wróciłam do galerii. Noc spędziłam pod obrazami.
Bożena Kraczkowska

Filmowa relacja z pobytu i z koncertu Maryli Rodowicz w Wilnie.
"Album Wileński" z Marylką wyprodukowała i wyemitowała Lietuvos Nacionalinis Radijas ir Televizija (LRT)- przemazałąm się tam ze dwa razy - zapraszam :)