Tra, la, la
Te
wszystkie małe ludziki… miała je zawsze
w głowie. One wychodziły w nocy ze ściany, gdy nie mogła zasnąć. Zasnąć,
zasnąć, spać…
I
potem te małe ludziki były z nią w pracy, w sklepie, gdy kupowała alkohol i
kiełbasę. Wypatrywała tej za mniej niż 10 zł. Widziała z przodu ósemkę lub dziewiątkę,
to brała. I one, te ludziki, były z nią - siedziały na pieczarkach, grzebały w
czerwonych fasolkach, zagrzebywały w zielonych. Odgarniała je delikatnie
stalową szufelką. Bo taka była - zawsze uważna, grzeczna, ułożona. Nigdy nie
odpyskowała. Skąd więc ten chaos w lodówce?
Wypiła
trzy drinki i poszła spać. Ocknęła się po dwóch godzinach. Zegarek wskazywał 01:12.a
-
Jeny… żeby tak do czwartej, proszę cię Boże, pozwól mi zasnąć, pozwól… do czwartej,
dobrze? Ale że co? Że pięć godzin snu to dużo jest?
Zacisnęła
powieki. Na plecy. Na bok. Na drugi bok. Znowu na plecy. Otworzyła oczy. 01:32.
-
Jeny… no proszę cię… co ci szkodzi… i niech mi się ładnie przyśni. A co to dzisiaj? Wtorek? Trudny dzień. Proszę
cię, chociaż do czwartej.
Na
bok, na plecy, na drugi bok… Na brzuch… nie, nie mogła na brzuch. Miała implant
w kręgosłupie. Najlepiej na plecy. Więc na plecy…
- Jezu, zaśnij mnie, chociaż na godzinkę…
Zasnęła.
Nic jej się nie śniło. Ani ładnie, ani brzydko. Nie śniła. Po trzech drinkach zasypiała.
Ale potem, po godzinie, po dwóch budziła się i szeptała: pozwól mi spać…
proszę.
Zerwała
się o piątej. Miała czas do ósmej. O siódmej spacer z psem. Zaniosła obiad
rodzicom.
-
Jakie macie dzisiaj plany? – spytała.
Nie
mieli planów. Starzy ludzie nie mają planów. I niczego nie potrzebują. Na każde
pytanie odpowiadają – nie. I jest to bardzo precyzyjnie smutne „nie”.
-
Może by tata zapisał się do jakiegoś kółka. W spółdzielni jest kółko plastyczne.
Tata maluje, więc może…
-
Nie.
-
To może coś tacie kupić?
-
Nie.
-
Ma tata obiad?
-
Nie.
-
No jak nie? Przecież ugotowałam, przyniosłam, ugotowałam…
-
To gówno? Wywaliłem. Jeść się nie da, gówno takie…
-
No to ja już lecę do pracy.
-
Wpadasz jak po ogień, a ja tu siedzę sam jak palec, depresję mam… Zrób coś
według przepisu, a nie takie gówno gotujesz. Nie będę gówna jadł.
Przygryzła
wargę. Nie trzasnęła drzwiami. Zbiegła po schodach i wypadła na chodnik. „Kurwaaaaaa!”
– wrzasnęła samym mózgiem.
Ludzie się
żenią i rozwodzą. Normalne. Jednak niektórzy ludzie bardziej się żenią i
bardziej rozwodzą. Social media huczą. Z każdego słowa „rozwód” wyżymają,
wytłaczają miazgę istnienia, aż w końcu krztuszą się hejtem i porzucają
wytłoczkę.
Wyjrzała
przez okno. Sąsiad ciągnął za sobą starego psa. „Trzymaj się staruchu” –
pomyślała. „Trzymaj się i nie bój się. Jak przestaniesz chodzić i zaczniesz
robić pod siebie - uśpią cię humanitarnie. Masz szczęście – jesteś psem.”
Ludzie nie maja tego przywileju. Chyba, że sąd przysądzi im prawo do uśpienia. Ale jak jesteś półtrupem, że już tylko śmierci się chce, to jak się tu po sądach włóczyć? Jak się włóczyć, skoro i za życia pełnego, szalejącego na parkietach, upadłego na brukach, pokładającego się w barach i cudzych łóżkach, nie miałeś sił po urzędach łazić. To teraz, półtrupem?
Ludzie nie maja tego przywileju. Chyba, że sąd przysądzi im prawo do uśpienia. Ale jak jesteś półtrupem, że już tylko śmierci się chce, to jak się tu po sądach włóczyć? Jak się włóczyć, skoro i za życia pełnego, szalejącego na parkietach, upadłego na brukach, pokładającego się w barach i cudzych łóżkach, nie miałeś sił po urzędach łazić. To teraz, półtrupem?
Ludziom
pozwala się humanitarnie zdychać.
Znaczy... są jeszcze miejsca na Ziemi, gdzie usypia się morderców, ale to
sporadycznie i trzeba się bardzo zasłużyć.
Resztę
ludzkości męczą. I okłamują, że nie
męczą. I czekają, aż zdechniemy sami. Nie
jak pies, ale jak człowiek - uczciwie.
Ale
niektórzy bardziej… Tra, la, la...