***
Te wszystkie małe ludziki… miała je zawsze w głowie. One wychodziły w nocy ze ściany, gdy nie mogła zasnąć. Zasnąć, zasnąć, spać…
Te wszystkie małe ludziki… miała je zawsze w głowie. One wychodziły w nocy ze ściany, gdy nie mogła zasnąć. Zasnąć, zasnąć, spać…
I potem te małe ludziki były z nią w pracy, w sklepie, gdy
kupowała alkohol i kiełbasę. Wypatrywała tej za mniej niż 10 zł. Widziała z
przodu 8 lub 9, to brała. I one, te ludziki, były z nią - siedziały na pieczarkach,
grzebały w czerwonych fasolkach, zagrzebywały się w zielonych. Odgarniała je
delikatnie stalową szufelką. Bo taka uważna zawsze była – grzeczna, ułożona,
nigdy nie odpyskowała. Skąd więc ten chaos w lodówce?
***
Wypiła trzy drinki i poszła spać. Ocknęła się po dwóch
godzinach. Zegarek wskazywał 01:12
- Jeny… żeby tak do czwartej, proszę cię Boże, pozwól mi
zasnąć, pozwól… do czwartej, dobrze? Że co? Że pięć godzin to dużo jest?
Zacisnęła powieki. Na plecy. Na bok. Na drugi bok. Znowu na
plecy. Otworzyła oczy. 01:32.
- Jeny… no proszę cię… no co ci szkodzi… i niech mi się ładnie
przyśni. A co to dzisiaj? Wtorek? Trudny
dzień. Proszę cię, chociaż do czwartej.
Na bok, na plecy, na drugi bok… Na brzuch… nie, nie mogła na
brzuch. Najlepiej na plecy. Więc na plecy…
- Chociaż godzinkę...
Zasnęła. Nic jej się nie śniło. Ani
ładnie, ani brzydko. Nie śniła. Po trzech drinkach zasypiała. Ale potem, po
godzinie, po dwóch budziła się i szeptała: proszę, pozwól mi spać… proszę...
***
***