poniedziałek, 10 lipca 2017

małe ludziki

***
Te wszystkie małe ludziki…  miała je zawsze w głowie. One wychodziły w nocy ze ściany, gdy nie mogła  zasnąć. Zasnąć, zasnąć, spać…

I potem te małe ludziki były z nią w pracy, w sklepie, gdy kupowała alkohol i kiełbasę. Wypatrywała tej za mniej niż 10 zł. Widziała z przodu 8 lub 9, to brała. I one, te ludziki, były z nią - siedziały na pieczarkach, grzebały w czerwonych fasolkach, zagrzebywały się w zielonych. Odgarniała je delikatnie stalową szufelką. Bo taka uważna zawsze była – grzeczna, ułożona, nigdy nie odpyskowała. Skąd więc ten chaos w lodówce?
***
Wypiła trzy drinki i poszła spać. Ocknęła się po dwóch godzinach. Zegarek wskazywał  01:12
- Jeny… żeby tak do czwartej, proszę cię Boże, pozwól mi zasnąć, pozwól… do czwartej, dobrze? Że co? Że pięć godzin to dużo jest?
Zacisnęła powieki. Na plecy. Na bok. Na drugi bok. Znowu na plecy. Otworzyła oczy. 01:32.
- Jeny… no proszę cię… no co ci szkodzi… i niech mi się ładnie przyśni.  A co to dzisiaj? Wtorek? Trudny dzień. Proszę cię, chociaż do czwartej.
Na bok, na plecy, na drugi bok… Na brzuch… nie, nie mogła na brzuch. Najlepiej na plecy. Więc na plecy…
 - Chociaż godzinkę...
Zasnęła. Nic jej się nie śniło. Ani ładnie, ani brzydko. Nie śniła. Po trzech drinkach zasypiała. Ale potem, po godzinie, po dwóch budziła się i szeptała: proszę, pozwól mi spać… proszę...
***