wtorek, 21 marca 2023

Ludzie a horyzont zdarzeń

 Urodziny, imieniny, znowu urodziny, tygodnie, miesiące, lata...

Ludzie odchodzą na chwilę, na zawsze, lub zostają, lecz już tylko na  bezwzględnym horyzoncie zdarzeń.

Ci najwytrwalsi zostają blisko bez względu na wybryki, zdarzenia, upadki, wzloty, szybowanie, czołganie. Po prostu. Zwyczajnie. Są.

No właśnie - czy po prostu i czy zwyczajnie? Nie. To są dziesięciolecia życia. Zawsze mnie to interesowało, zastanawiało. Dlaczego są. Jaka siła tym kieruje, że jeden sąsiad, człowiek, z którym mieszkam w jednym "mieszkaniu" (bloku), tylko mieszka obok mnie, a drugi jest bliższy. Z jednym wymieniam tylko "dzień dobry", a z drugim zaprzyjaźniam się, gościmy się kawą, rozmową, dajemy sobie swój czas. Czas z życia.

Nie wiem, nie rozumiem tego, ale z tym nie walczę. Przeciwnie - poddaję się tym zdarzeniom z niejaką przyjemnością.

Nie wydaje mi się, że łatwo się zaprzyjaźniam. A tu nagle pojawia się człowiek, z którym miło mi się gada, w pięć minut klatkowej rozmowy wiem kim jest z zawodu, jaki ma na dziś problem, który mu dokucza. I tak w ciągu tych kilku minut robi się jaśniej, milej. 

Się rozgadałam, a przecież chciałam tylko uwiecznić dowód na takie istnienie więzi. Bezwarunkowej czułości. 

Po spotkaniu 13 marca (czyt. post niżej) w Galerii Jednej Sylwetki rozchorowałam się. Spotkanie było w poniedziałek, a już w czwartek ległam jak kłoda. 

W piątek wieczorem tak się rozkichałam, że przy piątym razie zaczęłam liczyć, przy siódmym zaczęłam się śmiać, a na jedenastym skończyłam :) Po chwili zapukał sąsiad.

- Pani Bożenko, wszystko dobrze?

- No nie bardzo, chora jestem.

- Domyśliłem się, bo huk w całym bloku ha, ha, imbir przyniosłem.

A w sobotę przyniósł mi obiad - pieczonego pstrąga. No to jak to jest z tym horyzontem zdarzeń?


pstrąg pieczony z "szykanami" od sąsiada :) 


Brak komentarzy: