środa, 4 listopada 2009

mandarynki

Mandarynki… Ich zapach zawsze przywołuje specjalne wspomnienia – Boże Narodzenie, Sztokholm, Wyspy Kanaryjskie, ekskluzywny Jungle Elephant lub tylko mandarynki. I kiedy dzisiaj przechodziłam obok perfumerii, poczułam ten zapach. Zapach luksusu lub poezji. Mandarynki są takie poetyckie…
I od razu przypomniałam sobie tamtą mgłę i tamtą kobietę. Kim była i z jakiego świata? Jungle Elephant czy mandarynki? I czy któryś z tych światów jest moim światem?

Lądek Zdrój/Albrechtshalle/październik 2009
Wypiłam kawę i wstałam. Świat za szklanymi drzwiami był atramentowy. Jest taki kolor tuż przed nocą. Pchnęłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Mgła i ziąb. Odruchowo przymknęłam oczy i naciągnęłam kaptur. Po kilku krokach znalazłam się na schodach. Wtedy poczułam ten zapach. Zapach mandarynek. Wysunęłam twarz z kaptura i zaciągnęłam się wilgotnym powietrzem.
- Yhy, to mandarynki – uśmiechnęłam się do siebie.
Spojrzałam w dół schodów. Na ich końcu stała kobieta. Patrzyła na mnie nieruchoma i szara jak posąg.
- Co się tak gapisz – burknęłam w kołnierz, pewna, że mnie nie słyszy.
- Odwal się! – usłyszałam ostrą odpowiedź. Zamarłam. Kobieta nie spuszczała ze mnie wzroku.
Zapach mandarynek mieszał się teraz z zapachem mokrych liści i kładł szarymi smugami na pobliskim krzaku. Miałam wrażenie, że każda kropelka mgły jest nasycona mandarynkami, i że z każdym oddechem jeszcze bardziej gęstnieje od tych mandarynek. W końcu nie było już powietrza. Oddychałam mandarynkami.
- Sama się odwal – odpowiedziałam też ostro i ruszyłam w dół schodów, bo innej drogi nie było.
Każdy stopień zbliżał mnie do niej. Zawsze, gdy się boję, robi mi się ciasno. I teraz zrobiło mi się ciasno. To takie uczucie, jakby cię ktoś szczelnie owinął folią. Stopień po stopniu coraz ciaśniej. Byłam blisko, tak blisko, że słyszałam jej oddech. I już, już miałam ją minąć, kiedy chwyciła mnie za ramię.
- To mój rewir, spieprzaj stąd! – syknęła wściekle
Podskoczyłam. Moje serce zrobiło to samo. Zawsze tak robi, gdy się przestraszy i zawsze mnie wkurza, że nie mam na to wpływu. Myśli robią wtedy co chcą, a ja potem nie pamiętam, czego chciały. Pamiętam tylko to masakryczne kotłowanie.
- Rewir, rewir… jaki rewir? To niemożliwe! Ona jest… Nie, to niemożliwe! Ona mnie wzięła za… za konkurencję?!
Spojrzałam prosto w jej zmęczone oczy. Moje przerażone serce trzepotało teraz i dławiło się jak konający gołąb przebity przylutowanymi do parapetu szprychami.
- Albo to dziwka albo po prostu zbiera puszki – próbowałam się uspokoić. - A może to dziwka, która zbiera puszki? Jungle Elephant czy mandarynki? A może Jungle Elephant i mandarynki? Nie, nie, to przecież zupełnie inne światy!
Kobieta nie zwalniała uścisku.
- A bierz sobie cały ten rewir! – odparowałam gardłowo.
Wyszarpnęłam ramię i zbiegłam w dół.
- Tak czy siak, to nie mój świat – wyrzuciłam z siebie. – Nie mój!
Odwróciłam się. Kobieta wciąż stała. Jeszcze bardziej szara. Skręciłam w stronę oświetlonej fontanny. Wszystkie ławki były puste. Uwielbiam ziejące pustką ławki. Jest w nich tyle oczekiwania. Oczekiwania na mnie. Doszłam do pierwszej i usiadłam. Serce zwolniło. Zdjęłam kaptur, odrzuciłam głowę do tyłu i poddałam się mgle. Czułam ją na włosach, powiekach, w ustach… Fontanna pluskała jednostajnie. Zawiesiłam wzrok na pulsującej wodzie. Oddzielone od strumienia kropelki toczyły się chwilę po pomarańczowej tafli, a potem znikały na zawsze.
- Czy aby na pewno nie mój…

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bożeniu, bardzo lubię czytać Twoje wiersze i opowiadania. Mandarynki i Nosorożec to mój TOP!!! pozdrawiam Cię i pisz więcej Miras

Anonimowy pisze...

Kolejne wspaniałe opowiadanie,dzięki Bożeniu :)
buziaki :***
Kasiek