niedziela, 7 listopada 2010

ryba na ścianie

Jak byłam w Knossos to zachwyciłam się freskami delfinów na ścianach pałacu Minosa. Zresztą, wtedy wszystkim się zachwycałam - białymi ścianami, niebieskimi okiennicami, ludźmi się zachwycałam i słońcem, i kolorem morza i figami, które akurat dojrzały i spadały całkowicie rozdyźdując się na chodnikach. Wróciłam do domu i postanowiłam, że sobie delfina na ścianie w kuchni wylepię. Na pobliskiej budowie znalazłam potłuczone kolorowe kawałki glazury i zabrałam się za lepienie.

Najpierw ułożyłam delfina stole. Okazało się, że to nie delfin a coś na kształt ryby.



Potem zaczęłam rybę naklejać na ścianę.



Tak oto powstała ryba na ścianie.



Tata zrobił półkę i zawiesił ją nad rybą. Mama zrobiła na szydełku „abażur” na lampę. W tym naturalnym środowisku moja ryba jest już 12 lat. I ma się dobrze, mimo że ktoś dopatrzył się, iż brzuszne płetwy mojej ryby nie są tam, gdzie zazwyczaj zdrowa ryba ma płetwy brzuszne. A ja i tak lubię tę rybę. Bo jest moja. I na mojej ścianie. Przeze mnie wymyślona, przeze mnie wygrzebana z budowy, naklejona i otoczona moim środowiskiem - moja ryba na ścianie :)



Sama ją sobie wylepiłam :)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

ależ Ci się na wspominki zebrało:) Fakycznie jak zobaczyłam rybkę-bo nie delfina- to byłam pod wrażeniem, choć to było z 10 kg temu/ taka miara czasu bardziej mi się podoba. Może coś nowego do kompletu? zamornik

Anonimowy pisze...

Rękawku,
Ty to potrafisz...
Całusy!
Enya