"Najbardziej bała się szaleństwa. Tego że kogoś zabije. Zabije i nie będzie o tym wiedzieć. A oni przyjdą o świcie, wywalą granatem drzwi i zaaresztują ją. I nie będzie wiedzieć za co. Nie pozna sensu swojego czynu. Bała się więc braku sensu. Zazdrościła tym, którzy od tak, od niechcenia mówili: "to jest bez sensu" i zaczynali robić coś innego, ale tak samo bez sensu.
Bała się więc szaleństwa i bezsensu.
A jeszcze w dzieciństwie bała się być niegrzeczna. Bała się uwag w dzienniczku. Starała się więc być grzeczna. Była dobrą uczennicą. W ogóle zawsze dobrze się zapowiadała. Choć, oczywiście, co jakiś czas w dzienniczku pojawiały się uwagi: “weszła do klasy przez okno” albo “wbiła koledze cyrkiel w oko”, albo “tłukła książką po głowie kolegę”. W twardej okładce. Bez sensu.
Pół swojego życia starała się być normalna, żyć normalnie. Skończyła AWF, wyszła za mąż, urodziła syna. Wytrenowała syna na mistrza Europy, rozwiodła się, syn zginął w wypadku samochodowym...
Koniec.
Nie, bo właśnie początek."
tak zaczyna się moje nowe opowiadanie i wiem jak się skończy.
Bo zawsze najpierw piszę koniec, stąd wiem, jak się skończy :)
1 komentarz:
jasny gwint- ostatnie zdanie to mistrzostwo!!! Bo zawsze najpierw piszę koniec, stąd wiem, jak się skończy :) Cała Ty i oczywiście chętnie przeczytam to co si,ę znajdzie między początkiem i zakończeniem:) buziaki
Prześlij komentarz