w niedzielę wpadły do mnie dziewczyny.
- Jedziemy na ryby - zawołały z progu! - Mamy kapitalne miejsce. Z gwarancją!
Pogoda marzenie, to co będę siedzieć w domu. Jedziemy! Pojechałyśmy. Bez niczego. To znaczy ja wzięłam wędkę, którą mi szwagier podarował jak miałam 7 lat, a dziewczyny bez nic.
Łowisko znalazłyśmy, bo nam zależało. Ukryte było w chaszczach lasu malachitowego. Na miejscu od razu od mojej wędki odpadł spławik, więc i ja zostałam bez niczego. Przyszedł miły pan, dał nam wiaderko, przynętę, wędki i poszedł.
Ach, ach, woda, drzewa, słońce. W tym słońcu ja, w tej wodzie ryby :)
Początek miałam słaby, bo ten spławik mi odpadł, ale potem...
to było naprawdę miłe popołudnie. W sobotę będzie pstrąg w śmietanie :)
początek był trudny
urwał mi się spławik
pstrąg :)
trochę żarłoczny był
i wracamy, papa :)
3 komentarze:
Kumo, jak można potem wyjmować haczyk z pszczka rybki, brrrrr. hehe ewa 2x
wow przypomnialo mi się, żem raz w życiu była na rybach w młodości durnej i chmurnej właśnie z Tobą w Mrągowie- skoro nie pamiętam niczego złapanego to znaczy, że musiało być mizernie ,ale na pewno wesolutko- zamornik
Ewax2 - no... musiałam prosić pana i pan wyjął :)
Zamorniku - pamiętam, pamiętam,nawet gdzieś fotkę mam jak z wędkami z brzegu małej wody ryby rozśmieszamy :) :)
Prześlij komentarz