poniedziałek, 7 września 2009

porzucona żona, czyli co robić, gdy na rzece lód

Niech żyją baby! Jestem babą, więc mi wolno. Tym bardziej, że nadal dużo emocji wywołują dyskusje o wyzwoleniu kobiet, no… że niby kobiety są już wyzwolone. Denerwują się wszyscy - i faceci i babeczki. Panowie twierdzą, że kobiety nigdy nie były zniewolone, więc nie ma mowy o wyzwoleniu, panie zaś utrzymują, że nadal są dyskryminowane, a wolność, którą sobie wywalczyły jest nadal tycia i raczej tylko do tycia :)

A ja pytam tak: to skąd w ogóle biorą się te dyskusje, skąd się wzięły takie terminy jak „kobieta wyzwolona” czy „zrównanie praw kobiet i mężczyzn”? Ano z wielowiekowej dyskryminacji kobiet.

Aj, no dobra, to dam przykład.

Pierwsza Polka została „dopuszczona” do nauki na wyższej uczelni w 1870 roku (Anna Tomaszewska-Dobrska). Dopuścił ją Uniwersytet w Zurychu. Ale zaraz po studiach otrzeźwiło ją, bo mimo iż trzymała w dłoni świadectwo ukończenia studiów, warszawskie Towarzystwo Lekarskie odmówiło jej przyjęcia w szeregi swoich członków. Bo była kobietą.

Poczytajcie kalendarium :)

Jednak ten uniwersytet nie jest dobrym przykładem, bo był młodziutki, powstał w 1833 roku, a kobiety zaczął przyjmować już w 1840!

Co innego taka Sorbona. Tam kobiet nie widziano od czasu założenia uczelni, czyli od 1257 roku aż do roku 1891! (634 lata), czyli do chwili pojawienia się w Paryżu pani Marii Skłodowskiej, która jako pierwsza kobieta w historii uczelni zdała egzaminy wstępne na wydział fizyki i chemii. I ta właśnie Maria została też pierwszą kobietą-profesorem słynnej La Sorbonie.

Skąd takie podejście do pań skoro patronką uczelni jest nie kto inny jak sama święta Katarzyna Z Aleksandrii?

Stąd, że przecież zupełnie co innego jest być męczennicą, a zupełnie co innego jest być naukowcem. Prawo do męczeństwa kobiety miały zawsze, a do nauki jak widać :)

Rozgadałam się, a chciałam tylko napisać, że po ostatnim babskim spotkaniu (żadnych feministek!) napisałam taki oto wierszyk, który być może piosenką się stanie:

Powiedziałeś wczoraj, że pamiętasz wszystko,
a dzisiaj odchodzisz z pękatą walizką
i tak od niechcenia, rzucasz we mnie, w żonę,
że się pomyliłeś i wszystko skończone.

I co teraz zrobi porzucona żona?
Ta najcudowniejsza, ta ona-szalona?
Co pocznie ze sobą, gdy na rzece lód?
Co ze sobą zrobi porzucony cud?

Nie będzie cię gonić, kochanie, po schodach,
bo nigdy nie była zbyt dobra w podchodach.
Zatem nie zostawiaj za sobą tych strzałek,
by cieć ich nie szurnął miotłą w poniedziałek.

To co teraz zrobi porzucona żona?
Ta najcudowniejsza, ta ona-szalona?
Co pocznie ze sobą, gdy na rzece lód?
Co ze sobą zrobi porzucony cud?

Zadzwoni do Heli, potem do Gustawa,
no bo u Gustawa najlepsza zabawa...
Potem czas zamówi w salonie „Armani”,
bo zlikwidowano sieć „Praktyczna Pani”.

I tak uleczona lokami i kokiem
Będzie się zachwycać swym nowym widokiem.
Popędzi na dancing w osiedlowym klubie,
no bo Klub Samotnych... porzucone lubią.

A potem co zrobi porzucona żona?
Ta najcudowniejsza, ta ona-szalona?
Co pocznie ze sobą, gdy na rzece lód?
Co ze sobą zrobi porzucony cud?

Powróci do domu, spełniona, zmęczona
zziajana, szczęśliwa – porzucona żona!
A o świcie wyrwie ją ze snu pukanie...
I na progu stanie waliza z... kochaniem ;)

I co teraz zrobi porzucona żona?
Ta najcudowniejsza, ta ona-szalona?
Co pocznie ze sobą, gdy na rzece lód?
Co ze sobą zrobi porzucony cud?

Uśmiechnie się tylko i poprawi loki,
potem z satysfakcją chwyci się pod boki,
i obieca sobie, że pomyśli jutro,
co ma przyjąć najpierw:
kochanie czy... futro?

i dziękuję-ę-ę! ;))

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Summertime pisze...
he he he uśmiałam się z wierszyka... brawo Bożeniu :)

autorka pisze...

dzięki Summertime! ten wierszyk jest chyba wesoły :)) skoro się uśmiałaś, co?

Anonimowy pisze...

Summertime pisze...
z wierszyka się uśmiałam, ale potwierdzam Twoje spostrzeżenia i przemyślenia co do kobiet i ... cieszę się, że żyję w XXI wieku :) I jestem kobietą wyzwoloną... w pełni tego słowa znaczeniu :) I ... od 3 lat nie założyłam spódnicy :P