niedziela, 6 listopada 2016

impreza w Qźni Muzycznych Klimatów

Po 17 latach pracy z Gazety Olsztyńskiej odchodzi Robert Zienkiewicz...

Przez 17 lat był szefem działu dodatków, a ostatnio zastępcą redaktora naczelnego.
To Robert przyjmował mnie do pracy, to znaczy generalnie to do pracy przyjął mnie ówczesny redaktor naczelny Robert Sakowski. Robert Zienkiewicz był wtedy szefem działu dodatków i to do jego działu zostałam przydzielona. I to on zlecił mi pierwsze w życiu zadanie redaktorskie. Pamiętam to jak dziś - 4-stronicowy dodatek dla NIVEA REGATY w Mrągowie. Bo od razu otrzymałam funkcję "redaktora działu dodatków".

Do historii gazety przejdą jego riposty i powiedzonka np.:
No wie pani... ja jestem na końcu tego łańcucha i muszę to wydalić.
Albo:
- Nie bądź tępą łychą, dasz radę!.

To ostatnie powiedzonko wzięłyśmy sobie z Anią Banaszkiewicz do powitania pracowego. Więc ja na widok Ani wołałam: Cześć gamoniu! A Ania odpowiadała: Cześć tępa łycho! I w ten oto sposób dzień zaczynał się wesoło. Zresztą... nawet teraz, gdy Ania już nie pracuje gazecie, kiedy do siebie dzwonimy, to właśnie tak zaczynamy każdą naszą rozmowę: Cześć gamoniu! Cześć tępa łycho... i śmiejemy na wspomnienie tamtych powitań w gazecie.

Więc Robert odchodzi. Pracowałam z nim 15 lat. Mieliśmy dobre i trudne momenty, ale nigdy nie gniewaliśmy się na siebie. Ani on, ani ja - nie umiemy się kłócić. Owszem, bywały wykrzykniki, rzucanie papierami, ale drzwi zawsze zamykaliśmy cicho.
Zaraz potem normalnie rozmawialiśmy, pracowaliśmy.

Pamiętam krytyczne momenty, dla mnie nawet dramatyczne. Na przykład, gdy po kilku dniach pracy nad dodatkiem, przyszedł czas końcowej produkcji, czyli łamanie stron, naświetlanie i zsyłanie do drukarni. To był 8-stronicowy dodatek świąteczny. Ja już wtedy sama łamałam, naświetlałam i zsyłałam. Prawie noc, było ok. 20, gdy przy zapisywaniu ostatnich poprawek na ekranie pojawił mi się komunikat, że plik jest uszkodzony. I oczywiście komp nie zrobił pliku zapasowego. Cała praca wyleciała gdzieś w kosmos. Nie było nic. Tylko wydruki z korekty. Byłam wyczerpana i przerażona. Deadline mieliśmy o 22.00. Dwie godziny do zesłania, a ja nie mam nic. Poszłam do Roberta, powiedziałam mu co się stało i w płacz. On tylko na mnie spojrzał i bardzo, ale to bardzo spokojnie powiedział:
- Nie ma co płakać i tak musisz to zrobić i tak, więc do roboty. Pokaż co masz.
- Nic nie mam, plik się nie otwiera. Informatyk próbował i plik jest uszkodzony. Mam wydruki.
- Daj te wydruki.
Dałam mu te pobazgrane kartki. Posadził mnie przy kompie, kazał otworzyć nowy plik i sejfować każdą zmianę. Cały 8-stronicowy dodatek odtworzyliśmy może w 40 minut. W domu byłam jeszcze przed deadlinem :)

Inny krytyczny moment był wtedy, gdy złamałam dodatek na złym formacie. Były zmiany, gazeta zmieniła format na mniejszy, a ja wzięłam jakiś stary wzorzec i zrobiłam na nim całą gazetę. Wszystko było ok do momentu zesłania do druku. Zesłałam i jeszcze coś sam porządkowałam w biurku, gdy zadzwonili z drukarni, że gazeta jest na złym formacie. Było może 30 minut do deadlinu. Zrobiło mi się gorąco i pędem do Roberta. Znowu tylko na mnie spojrzał, wziął słuchawkę i po chwili oznajmił - idź z tym do Tomka, czeka na ciebie. Poszłam. Tomek, jeden z najlepszych łamaczy jakich miała ta firma, "przemielił" całą gazetę na dobry format. Zajęło mu to kwadrans. I znowu byłam przed deadlinem.

Robert nauczył mnie, że dopóki jestem przed deadlinem nie ma rzeczy nie do zrobienia. A po deadline? Po deadlinie cicho zamykam drzwi i nawet się nie odwracam. I to przekazuję teraz młodym dziennikarzom, redaktorom.
O to stosuję w życiu prywatnym.

Robert - dziękuję Ci za ten wspólny czas gazetowy. Oczywiście, będę we wtorek na Twojej imprezie pożegnalnej w Qźni Muzycznych Klimatów i nie będzie to nasz "ostatni taniec".
Zaśpiewam Ci bluesa. Już go napisałam. Zamówiłam też niespodziankę u Marioli Żylińskiej-Jestadt. Zdziwisz się :)

Rok 2008, czerwiec, Zamek Ryn w Rynie. To chyba jedyne nasze wspólne zdjęcie zrobione w czasie imprezy integracyjnej zorganizowanej przez Gazetę Olsztyńską. Turniej Rycerski w Zamku Ryn w Rynie. Ludmiłki nie ma już z nami na świecie :(

ówczesny dział dodatków, od lewej: Robert Zienkiewicz, ja, Ludmiłka Kamińska, Maja Szałkowska, Rafał Śliwiak

zawsze z humorem i dystansem do siebie :)

i jeszcze ku pamięci - z Majką Szałkowską - Turniej Rycerski w Zamku Ryn w Rynie
fajny czas :)