Niech żyją baby! Jestem babą, więc mi wolno. Tym bardziej, że nadal dużo emocji wywołują dyskusje o wyzwoleniu kobiet, no… że niby kobiety są już wyzwolone. Denerwują się wszyscy - i faceci i babeczki. Panowie twierdzą, że kobiety nigdy nie były zniewolone, więc nie ma mowy o wyzwoleniu, panie zaś utrzymują, że nadal są dyskryminowane, a wolność, którą sobie wywalczyły jest nadal tycia i raczej tylko do tycia :)
A ja pytam tak: to skąd w ogóle biorą się te dyskusje, skąd się wzięły takie terminy jak „kobieta wyzwolona” czy „zrównanie praw kobiet i mężczyzn”? Ano z wielowiekowej dyskryminacji kobiet.
Aj, no dobra, to dam przykład.
Pierwsza Polka została „dopuszczona” do nauki na wyższej uczelni w 1870 roku (Anna Tomaszewska-Dobrska). Dopuścił ją Uniwersytet w Zurychu. Ale zaraz po studiach otrzeźwiło ją, bo mimo iż trzymała w dłoni świadectwo ukończenia studiów, warszawskie Towarzystwo Lekarskie odmówiło jej przyjęcia w szeregi swoich członków. Bo była kobietą.
Poczytajcie kalendarium :)
Jednak ten uniwersytet nie jest dobrym przykładem, bo był młodziutki, powstał w 1833 roku, a kobiety zaczął przyjmować już w 1840!
Co innego taka Sorbona. Tam kobiet nie widziano od czasu założenia uczelni, czyli od 1257 roku aż do roku 1891! (634 lata), czyli do chwili pojawienia się w Paryżu pani Marii Skłodowskiej, która jako pierwsza kobieta w historii uczelni zdała egzaminy wstępne na wydział fizyki i chemii. I ta właśnie Maria została też pierwszą kobietą-profesorem słynnej La Sorbonie.
Skąd takie podejście do pań skoro patronką uczelni jest nie kto inny jak sama święta Katarzyna Z Aleksandrii?
Stąd, że przecież zupełnie co innego jest być męczennicą, a zupełnie co innego jest być naukowcem. Prawo do męczeństwa kobiety miały zawsze, a do nauki jak widać :)
Rozgadałam się, a chciałam tylko napisać, że po ostatnim babskim spotkaniu (żadnych feministek!) napisałam taki oto wierszyk, który być może piosenką się stanie:
Powiedziałeś wczoraj, że pamiętasz wszystko,
a dzisiaj odchodzisz z pękatą walizką
i tak od niechcenia, rzucasz we mnie, w żonę,
że się pomyliłeś i wszystko skończone.
I co teraz zrobi porzucona żona?
Ta najcudowniejsza, ta ona-szalona?
Co pocznie ze sobą, gdy na rzece lód?
Co ze sobą zrobi porzucony cud?
Nie będzie cię gonić, kochanie, po schodach,
bo nigdy nie była zbyt dobra w podchodach.
Zatem nie zostawiaj za sobą tych strzałek,
by cieć ich nie szurnął miotłą w poniedziałek.
To co teraz zrobi porzucona żona?
Ta najcudowniejsza, ta ona-szalona?
Co pocznie ze sobą, gdy na rzece lód?
Co ze sobą zrobi porzucony cud?
Zadzwoni do Heli, potem do Gustawa,
no bo u Gustawa najlepsza zabawa...
Potem czas zamówi w salonie „Armani”,
bo zlikwidowano sieć „Praktyczna Pani”.
I tak uleczona lokami i kokiem
Będzie się zachwycać swym nowym widokiem.
Popędzi na dancing w osiedlowym klubie,
no bo Klub Samotnych... porzucone lubią.
A potem co zrobi porzucona żona?
Ta najcudowniejsza, ta ona-szalona?
Co pocznie ze sobą, gdy na rzece lód?
Co ze sobą zrobi porzucony cud?
Powróci do domu, spełniona, zmęczona
zziajana, szczęśliwa – porzucona żona!
A o świcie wyrwie ją ze snu pukanie...
I na progu stanie waliza z... kochaniem ;)
I co teraz zrobi porzucona żona?
Ta najcudowniejsza, ta ona-szalona?
Co pocznie ze sobą, gdy na rzece lód?
Co ze sobą zrobi porzucony cud?
Uśmiechnie się tylko i poprawi loki,
potem z satysfakcją chwyci się pod boki,
i obieca sobie, że pomyśli jutro,
co ma przyjąć najpierw:
kochanie czy... futro?
i dziękuję-ę-ę! ;))